|
.: Strona główna
Wspólnota
.: Kim jesteśmy?
.: Lider wspólnoty
.: Ksiądz opiekun
.: Animatorzy
.: Diakonia
Działalność
.: Kurs Alfa
.: Misje
.: Modlitwy za miasto
.: Sieć Modlitwy Wstawienniczej
Wydarzenia
.: Terminy
.: Rekolekcje letnie
.: Kalendarium
.: Historia wspólnoty
Czym żyjemy
.: Eucharystia wspólnotowa
.: Spotkanie modlitewne
.: Małe Grupy
.: Formacja
.: Katechezy
.: Czytania na każdy dzień
.: Codzienna modlitwa brewiarzowa
.: Poezja
Księgarnia
.: Zdjęcia
.: Mapka
.:Linki
.:Kontakt
|
|
SPOTKANIE MODLITEWNE
Raz w tygodniu, w niedzielę, gromadzimy się całą Wspólnotą
na Spotkaniu Modlitewnym. Trwa ono dwie godziny, w czasie których wielbimy
Boga wpólnym śpiewem. Wierzymy w wielką moc modlitwy, którą wtedy w różnych
intencjach zanosimy do Boga. Spotkanie Modlitewne jest także miejscem
naszej formacji, ponieważ poprzez krótkie nauczania przygotowywane przez
poszczególne grupy i lidera Wspólnoty omawiamy tematy dotyczące pogłębiania
naszej wiary.
W czasie Spotkania Modlitewnego trwa także posługa
modlitwy wstawienniczej dla wszystkich, którzy jej potrzebują.
Spotkanie Modlitewne zajmuje szczególne miejsce w życiu wspólnotowym, ponieważ dzięki niemu raz w tygodniu możemy spotkać się razem z siostrami i braćmi z wszystkich grup tworzących naszą Wspólnotę. Jednocześnie jest spotkaniem otwartym dla wszystkich, którzy pragną się modlić.
Cieszymy się i dziękujemy Bogu, że niezmiennie od kilkunastu lat jest czas i miejsce, gdzie możemy się gromadzić na wspólnej modlitwie.
Tematy nauczań:
| 12 XI 2006 r. - tematks. M. Rosik) |
| 11 XII 2005 r. - Jak dzisiaj być świadkiem? (ks. M. Mekwiński) |
| 4 XII 2005 r. - Walka duchowa (Robert) |
| 13 XI 2005 r. - Uwielbienie ciałem cz.3 (Ania) |
| 6 XI 2005 r. - Uwielbienie ciałem cz.2 (Ania) |
| 30 X 2005 r. - Kwas Faryzeuszów (Piotr Rotte) |
| 23 X 2005 r. - Uwielbienie ciałem cz.1 (Ania) |
Spotkanie Modlitewne 12 XI 2006 r.
Spotkanie Modlitewne 11 XII 2005 r.
Nauczanie: ks. Marek Mekwiński
Temat: Jak dzisiaj być świadkiem?
Przed rozpoczęciem nauczania ksiądz Mekwiński zarzuca
na Krzysia liczne torby, tak, że przygniatają go do ziemi. Wskazuje
na niego.
Kochani i Drodzy! Krzyś to obraz człowieka, który przychodzi na
Spotkanie Modlitewne i Eucharystię.
Teraz Krzysiu, stań twarzą do Pana Jezusa, bo do Niego przychodzisz,
wznoś ręce ku górze, uwielbiaj i błogosław Go. Co się dzieje?
Diakonia muzyczna może dać z siebie wszystko, ale i tak człowiek
obciążony niewiele może z siebie wykrzesać.
Krzysiu, teraz spokojnie zostawiaj torby, połóż jedną, drugą,
trzecią...
I teraz dopiero, bez obciążenia, można zwrócić się do Jezusa, wznieść
ręce i uwielbiać Go.
Podobnie jest z nami. Często próbujemy z całym bagażem, mimo wszystko,
uwielbiać Boga. Ale coś nas wstrzymuje.
Dziękując Panu Bogu za uwielbienie na początku Spotkania, bardzo
bym prosił, abyście, nie zmieniając pozycji siedzącej, położyli
prawą dłoń na lewej stronie, tak, żeby odczuć bicie serca i pomodlili
się ze mną:
Boże, mój Ojcze, chcę i chciałem Cię uwielbiać dziś na Eucharystii
i w tym pierwszym etapie Spotkania, ale Ty Panie wiesz, co tak naprawdę
mnie blokuje. Chcę Ci Panie oddać mój grzech, ale często brakuje
mi wiary, gubię modlitwę i zupełnie zapominam o Twoim Słowie. Dlatego
chcę Ci oddać każdy mój grzech i to, co się dzieje w relacji z moimi
bliskimi, ten czas, który był dzisiaj i w ostatnim tygodniu. Zmiłuj
się nad nami Panie, bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie. Okaż nam miłosierdzie
swoje i daj nam swoje zbawienie. Niech się zmiłuje nad nami Wszechmogący,
odpuściwszy nam grzechy, niech nas doprowadzi do życia wiecznego.
Amen.
Nie wiem, czy wiecie, ale grzech jest miejscem spotkania człowieka
z Bogiem. Ktoś powie (i słusznie), że grzech pod namową Złego to
uleganie pokusie. To prawda. Któż z nas jest bez grzechu? Ale jeżeli
już grzech został popełniony, uczyńmy to miejsce miejscem spotkania
z Bogiem. Właśnie to miejsce, od którego by człowiek najchętniej
uciekł, należy uczynić miejscem spotkania z Bogiem. W rozważaniach
niech nam pomoże niesamowita postać, która zupełnie nie licuje z
współczesną mentalnością i kulturą, ale do której ciągnęły tłumy.
O nim było dzisiejsze czytanie Ewangelii - to oczywiście Jan Chrzciciel.
Ani wyglądu nie miał za bardzo (włosy w nieładzie), ani warunków
do życia (pustynia, góry). Taki trochę dziki, samotny człowiek.
A jednak sława jego się rozchodziła po całej okolicy i wszyscy szli
do niego. Dlaczego? Co było źródłem jego przyciągającej siły? Po
co do niego przychodzili? Po to, żeby wyznać grzechy. Jan Chrzciciel
to był ktoś, wobec kogo inni nie czuli się niżsi. Biedacy nie byli
skrępowani, bo wyglądał biednie. Ci, którzy byli zaniedbani, nie
krępowali się. Nie chcę powiedzieć, że dlatego, że był zaniedbany,
ale być może ten element na nich działał, mówiąc paradoksalnie,
przyciągająco.
Chciałbym kilka słów powiedzieć na temat tego, jak dzisiaj być
świadkiem. Kochani, nie ma się co czarować, za blichtrem współczesności
nie nadążymy. Chociaż swoje umiejętności i kompetencje trzeba zwiększać.
Trzeba coraz piękniej śpiewać, coraz piękniej głosić katechezy,
prowadzić modlitwę, organizować różne rzeczy itp. Trzeba to robić
coraz lepiej. Ale jeśli chodzi o konkurencję porównawczą, nie jesteśmy
w stanie tym ludzi zadziwić. Świat jest dzisiaj tak uderzający,
a zło wciskające, że wystarczy nic nie robić i idziesz w dół, bo
momentalnie nasiąkasz. Nie masz nic do roboty, włączysz telewizor,
a tam 4/5 programu jest po to, żeby chwycić twoją uwagę, żebyś siedział
jak zaczarowany. Można oczywiście w jednym czy drugim odcinku takie
czy inne przesłanie odebrać, taką czy inną dobrą informację, ale
tak sobie pomyślałem, że właściwie motywem jest kasa. Czasami swoje
serce można roztkliwić i odnaleźć siebie w innej postaci. I właśnie
o to chodzi, żeby to chwyciło. Dlaczego Harry Potter jest tak chwytliwy?
Nie tylko dlatego, że cała sfera duchowa za tym stoi (choć stoi),
ale dlatego, że wprowadza młodego człowieka w nierealny świat, odrywa
od rzeczywistości, nie tylko przez abrakadabra czy czary
mary. Zauważcie, że ten chłopak był bez rodziców, mieszkał w
rodzinie, która go nie kochała. Ile dzieci dzisiaj może się utożsamić
z takim bohaterem (nawet w swojej własnej rodzinie). Rodzi się pewna
więź z tym bohaterem. Człowiek wchodzi w jego osobę i chce zmienić
świat. Dlatego te zaskakujące zmiany sytuacji - ciach i jest zupełnie
inne rozwiązanie, nagle cała rzeczywistość się zmienia. Ale właśnie
to jest ta tęsknota, w którą my, jako świadkowie Chrystusa, możemy
uderzyć! W tę właśnie tęsknotę uderzył Jan Chrzciciel. Tylko
że uderzanie w tę tęsknotę jest ogromną odpowiedzialnością, bo jeżeli
zaświadczysz komuś o Bogu i ktoś przez Ciebie w Boga uwierzy, to
wiesz, jakie są tego konsekwencje?
Co mówisz sam o sobie? Jan Chrzciciel nie reklamował siebie jako
Eliasza, chociaż Jezus powiedział o nim: Eliasz już przyszedł
i uczniowie zrozumieli, że mówił o Janie Chrzcicielu; Ja nie
jestem prorokiem, a Jezus powiedział: Nie ma większego narodzonego
z niewiast od Jana, więc był prorokiem. Jedno, czemu zaprzeczył
do końca, to fakt, że nie jest Mesjaszem. Popatrzcie, ile w tym
człowieku było pokory! I dzisiaj świadkowi Chrystusa potrzebna
jest pokora. Pokora, która pozwoli siebie ranić! To znaczy ranić
siebie przez drugiego człowieka, który naprawdę na Boga się otwiera.
Musimy bowiem pamiętać, że po fali entuzjazmu, jaki towarzyszy każdej
ewangelizacji (czy jest to kurs alfa, Filipa czy jakikolwiek inny),
po jakiś czasie wszystko opada i wychodzi natura człowieka, którą
trzeba zmienić. Trwanie we Wspólnocie umacnia nas. Musisz zachwycić
człowieka swoim wnętrzem, a raczej tym, którego masz we wnętrzu,
bo za nikim innym człowiek nie pójdzie do końca, tylko za Jezusem.
Nawet Diabeł musi używać sprytnych sposobów, żeby cały czas
postać zmieniać, żeby dalej ktoś szedł za nim. Dzisiaj trzeba
świadków na miarę Jana Chrzciciela - pokornych, uniżonych. Dlatego
to jest tak bardzo ważne: żeby dzisiaj być świadkiem Chrystusa,
musisz się zmieniać!
Św. Paweł pisał: On to, Bóg, uczynił grzechem tego, który nie
znał grzechu. Jak się czujecie, kiedy ktoś was niesłusznie oskarży?
Okropne uczucie. A pomyślcie, że cały grzech był w Jezusie. Co Jezus
zrobił? Zniżył się i zrównał. Takie poznanie ludzkiej natury, które
było udziałem Jezusa, z dobrej nieprzymuszonej Jego woli, powodowało,
że grzesznicy do Niego lgnęli. A nawet jeżeli traktowali Jego cuda
jak reklamę, to co Jezus zrobił? Pamiętacie te fragmenty, gdzie
Jezus zakazywał mówienia tego, co uczynił? A jak po rozmnożeniu
chleba, kiedy królem chcieli Go obwołać, usunął się? Jak nie pozwalał
wejść innym, być świadkiem wskrzeszenia, jak tylko rodzicom i apostołom?
A nawet jak uzdrawiał, to w konkretnym celu. Odpuszczone są twoje
grzechy. Wstał, wziął swoje łoże i poszedł do domu. I zdębieli
wszyscy. Bo nie chodziło o reklamę, tylko o dotarcie do środka,
do wnętrza.
Wracając do początku - twój grzech i twoja słabość może być, powiem
więcej, musi być miejscem spotkania z Bogiem. Bogiem naprawdę kochającym
i miłosiernym. Patrz na Jezusa! Przyjdzie twoja bieda, w ogóle się
nią nie zajmuj. Powiedz: oddaję Ci to, Jezu, i wracaj do Niego.
Czymże jest twoja bieda wobec tego, że Jezus już ją wziął na krzyż?
To po co jej uwagę poświęcasz? Patrzysz na siebie, jak zawalisz
sprawę. Skąd to wiem? Bo ja tak robię. A ty patrz na Jezusa! Powiem
więcej: doświadczasz zachwytu na modlitwie, czujesz Jego obecność?
Nie idź za tym. Patrz na Jezusa! Wiecie, jakie to trudne? Człowiek
za takimi łakociami na modlitwie idzie. A ty masz iść za Bogiem.
To naprawdę nie jest ważne, jak się poczujesz na Spotkaniu Modlitewnym,
dobrze czy źle. Najważniejsze, żebyś miał wolę pójścia za Bogiem.
Może być całe Spotkanie przemęczone (czego Tobie nie życzę), nie
raz miałem przemęczone spotkanie i osobistą modlitwę, ale jak wychodziłem,
moje serce się modliło. Podobnie może być z Eucharystią.
Każda modlitwa, czy to jest adoracja w ciszy, Eucharystia czy nasze
Spotkanie Modlitewne, ma jeden cel: patrzeć na Jezusa. Popatrz:
Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata - mówi Jan
Chrzciciel. Potrzeba, aby On wzrastał, a ja bym się umniejszał.
Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, a któremu nie jestem
godzien rozwiązać rzemyka u Jego sandałów. Cóż za pokora i uniżenie.
A wszyscy wiemy (przepraszam za określenie), jak głupio Jan Chrzciciel
skończył. Popił sobie król, dziewczę mu się spodobało, głupie słowa
chlapnął... A ile my głupich słów chlapiemy, a potem ponosimy konsekwencje?
Po ludzku rzecz biorąc, życie Jana Chrzciciela było totalną przegraną.
Ile on miał uciechy w życiu, ile komfortu? Ani wyglądu, ani krajów
odległych nie zwiedził i jeszcze zginął w kwiecie życia. I to jak
głupio. Cichy pogrzeb. A jednak nie było większego wśród narodzonych
z niewiast od Jana, przynajmniej do tej pory. Jego wielkość polegała
na tym, że był blisko Jezusa i że wypełnił do końca swoje zadanie.
Co zrobił? Powiedział: Patrz na Jezusa!
Wspomnę jeszcze o innym człowieku, którego bardzo lubię i który
mnie zachwycił, gdy byłem w seminarium - to Karol de Foucault, członek
Legii Cudzoziemskiej. Był dość dobrze urodzony, miał funkcję oficera.
Pozwalał sobie - hulanki, swawole i "trzymanie za twarz",
bo dyscyplina musi być. Wraca z powrotem do Paryża. Chce pogadać
z księdzem, bo coś go rusza i "trafia kosa na kamień".
On chce gadać, a ksiądz: klękaj, będziesz się spowiadał! Chce gadać,
ksiądz: klękaj, będziesz się spowiadał! Klęknął, wyspowiadał się.
Ta rozmowa była procesem przemiany. Zrozumiał, że połowę swojego
życia (30 lat) zmarnował. Ale druga połowa, prawie 30 lat (29 lat,
bo 59 miał jak zmarł, zresztą został zastrzelony) była inna. Wrócił
do plemion -Tuaregów - tam, gdzie był wcześniej jako legionista.
Próbował nawrócić, próbował zorganizować zgromadzenie. Zyskał dwóch
kandydatów. Jeden z powodów bodajże słabego zdrowia od niego odszedł,
drugi nie wiem z jakiego powodu, ale też odszedł. Został sam. A
co ten człowiek robił? On godzinami patrzył na Jezusa. I jeszcze
go zabili, ci z tego regionu. Może jakieś inne plemię, które walczyło
z tym, w którym był i mieszkał. Ale 20 lat po jego śmierci młodzi
ludzie wzięli do ręki książkę, listy i korespondencję z kimś z rodziny,
i zachwycili się. 20 lat po jego śmierci powstaje zgromadzenie,
o którym marzył. On jest jego założycielem.
Nie jest najważniejsze, ile w życiu osiągniesz. Nie oceniaj siebie
z takich czy innych powodów, ekspresji, zaangażowania. Nie frustruj
się, proszę. Patrz na Jezusa! I powiem: nie przeszkadzaj Mu!
To tak niewiele, a to jest wszystko. On przez Ciebie będzie działał,
bo tak naprawdę nie jesteś w stanie zmienić drugiego człowieka,
choćbyś na uszach stawał. Kochany mężu, zmień swoją żonę. Łatwe?
Kochana żono, przemów do rozsądku swojemu mężowi. Na pierwszej rozmowie
to się dzieje, od razu? A przecież po polsku gadasz. Dlatego dzisiaj,
żeby zmienić, żeby być świadkiem, żeby być tym pociągającym, trzeba
patrzeć na Jezusa. Wypełnić misję, którą Jezus mi daje, słuchać
Go. To znaczy też zmieniać się, nawracać i przemieniać. A nawracam
się tam, gdzie widzę moje grzechy. Dlatego, gdy chcesz się zmieniać
i być świętym, to szykuj się na odkrycie nowych przestrzeni w twoim
życiu, które Bóg chce zmienić, nawrócić, oczyścić. Lubię to mówić,
bo wielcy święci uważali siebie za wielkich grzeszników. Czy kłamali?
Nie, bo będąc tak blisko miłości Boga, widzieli przestrzeń swojego
grzechu. Po to, żeby ich ten nadmiar objawień w pychę nie wyniósł.
Dlatego twój grzech jest miejscem spotkania z Bogiem. Ja
nie mówię, żebyś się cieszył z tego, że nagrzeszyłeś w ciągu tygodnia,
ale żebyś przyszedł z tym do Jezusa i nie gapił się w to, co żeś
narobił i napsuł i na siebie pod tym kątem, tylko żebyś z tym patrzył
na Jezusa. A On w tych miejscach będzie Ci się objawiał jako Zbawca.
I wiesz, jaki będzie tego efekt? Bóg ci przyśle kogoś, kogo bardzo
dobrze zrozumiesz, bo ty wpierw to przeżyłeś. Najlepsze modlitwy
i najpiękniejsze rozmowy wiecie, kiedy miałem? Nie wtedy, kiedy
byłem super tytanem duchowym i przeżywałem wzlot pod niebo, bo potem
tak dostałem, że z pokorą do spowiedzi świętej gnałem czym szybciej.
I łzy roniłem, mówiąc: Boże, czemu dopuściłeś, że tak upadłem?
Zaraz miałem jakiś telefon, umówione spotkanie, i już wiedziałem
dlaczego. Nie górowałem nad człowiekiem, nie wywyższałem się nad
niego, czułem się taki jak on, a często czułem się jeszcze mniejszy,
bo on przynajmniej nieświadomie, a ja z całą świadomością zgrzeszyłem.
Z tym wszystkim przyjdź do Jezusa.
I jeśli mogę coś na zakończenie bardzo praktycznego polecić, co
pomaga zmienić życie i w ten właśnie sposób stawać się świadkiem
Chrystusa, to bardzo bym polecił solidny rachunek sumienia, codzienny.
Dla mnie jest to zmartwychwstanie, dlatego, że staję przed Bogiem
w prawdzie takim, jakim jestem, czasami z czarną wizją dnia. Wystarczy,
że stanę przed Bogiem w prawdzie, a wstaję z modlitwy zupełnie inny.
Bóg tak zmienia moje serce, że idę świadomy tego, że mogą mnie poranić.
A wiecie, jaki jest efekt zranienia? Taki jak na krzyżu. Zranione
serce jeszcze bardziej kocha. To jest miłość, która dzisiaj
będzie przyciągać, bo wszystkie zranione miejsca innych ludzi muszą
się otworzyć. A jak się będą otwierać? Od razu ci się człowiek wyspowiada?
Nie, najpierw ciebie porani. Nawet jeżeli ktoś kurs alfa w zachwycie
przeżyje (i chwała Bogu) i się otworzy, to i tak później to, co
ostre, wyjdzie z niego. I z ciebie też. I człowiek będzie się uczył
bycia tym faktycznym świadkiem Chrystusa. Dlatego bardzo zachęcam
do rachunku sumienia. A jeżeli ktoś chciałby tak konkretniej, to
polecam o. Kozłowskiego, t.j. taka malutka praktyczna książeczka
ze świadectwami według 5 punktów (tu nie chodzi o reklamę, bo pewnie
jest tysiąc innych dobrych książek).
Powtórzmy. Twój grzech jest miejscem spotkania z Bogiem. I wcale
nie musisz być super pociągający i konkurencyjny reklamowo dla innych.
Naprawdę nie musisz. Jan Chrzciciel nie był. To nie ty masz iść
za ludźmi (chociaż wiadomo, że trzeba iść za tą zagubioną owieczką,
miej dla niej czas), zobaczysz, że Bóg będzie do ciebie ludzi przyprowadzał.
A to, co się dzieje, nie jest bez przypadku w twoim życiu. Bądź
świadkiem jak Jan Chrzciciel. Bądź świadkiem Chrystusa. I proszę
cię, nie patrz na grzech, a jeżeli już na niego patrzysz, to jako
na miejsce spotkania z Bogiem. Nauczy cię to pokory i rozpali serce
żarliwą miłością. I za tą miłością będą iść inni. Amen.
do góry
Spotkanie Modlitewne 4 XII 2005 r.
Nauczanie: Robert
Temat: Walka duchowa
Ostatnio Marek przedstawiał nam pewne realia życia
chrześcijańskiego, z którymi każdy z nas ma do czynienia. Przypomniał
nam, że choć Bóg nas bardzo kocha, to jednak w naszym życiu często
doświadczamy trudności, a nawet upadków. Mimo zwycięstwa Jezusa
na krzyżu, nasze życie duchowe wcale nie jest sielanką. Aby być
zbawionymi, musimy o to zbawienie powalczyć!
Doszliśmy do tego, że nasze życie jest walką, a wokół nas toczy
się wojna. My zaś stoimy w jej centrum.
Pierwszym i często największym problemem, jakiego doświadczamy,
jest to, że nie wiemy o jakiejkolwiek walce. A nawet jeśli coś słyszeliśmy,
to sobie w pełni nie zdajemy sprawy z tego, że tak rzeczywiście
jest. Dlaczego? Ponieważ tej walki bez szczególnej czujności duchowej
nie widać - bardzo rzadko toczy się ona w świecie materialnym, przeciwnikiem
nie jest drugi człowiek, nie jest jakaś maszyna, czy żywioł, który
moglibyśmy zobaczyć i przed nim uciec.
Św. Paweł pisze i wyjaśnia, na czym rzecz polega: Nie toczymy
bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom,
przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw
pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich (Ef 6,12).
Naszym przeciwnikiem jest diabeł - Lucyfer (Jutrzenka) stworzony,
by też uwielbiać Boga. Zawładnęła nim pycha - nie mógł pojąć Bożej
miłości, Bożego planu stworzenia człowieka i obdarowania go łaską.
Zbuntował się - powiedział Bogu NIE. I choć dobrze wie, że samemu
Bogu nic nie może zrobić, to od tamtej pory stara się jak może,
by zniweczyć Boży plan. Wie o tym, że tak samo jak on się zbuntował,
tak samo może się zbuntować każdy z nas, bowiem wszyscy mamy wolną
wolę. Wie też, że Bóg bardzo nas kocha i największym świństwem,
jakie może mu zrobić, jest zniweczyć Jego plan kochania każdego
z nas - czyli namówić nas na bunt.
Jezus jednak ostatecznie zwyciężył na krzyżu, przypomnę słowa z
Apokalipsy:
I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć
ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł,
i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło. I został strącony
wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący
całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim strąceni
zostali jego aniołowie. I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie:
Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza
Jego Pomazańca, bo oskarżyciel braci naszych został strącony, ten,
co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym. A oni zwyciężyli
dzięki krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa i nie umiłowali
dusz swych - aż do śmierci. Dlatego radujcie się, niebiosa i ich
mieszkańcy! Biada ziemi i morzu - bo zstąpił na was diabeł, pałając
wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu. A kiedy ujrzał Smok,
że został strącony na ziemię, począł ścigać Niewiastę, która porodziła
Mężczyznę. I dano Niewieście dwa skrzydła orła wielkiego, by na
pustynię leciała do swojego miejsca, gdzie jest żywiona przez czas
i czasy, i połowę czasu, z dala od Węża. A Wąż za Niewiastą wypuścił
z gardzieli wodę jak rzekę, żeby ją rzeka uniosła. Lecz ziemia przyszła
z pomocą Niewieście i otworzyła ziemia swą gardziel, i pochłonęła
rzekę, którą Smok ze swej gardzieli wypuścił. I rozgniewał się Smok
na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa,
z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa.( Ap
12,7-17)
Ale zwycięstwo Jezusa nie polegało na tym, że zgładził przeciwnika
- zresztą pamiętajmy, że Jego Bóg też kocha - zwycięstwo Jezusa
polegało na tym, że każdy, kto wybierze Jezusa i życie, które on
daje, ma zagwarantowane zwycięstwo w walce z diabłem. Jednak walka
trwa dalej i ten, kto nie dostrzeże wyciągniętej ręki Pana, może
podzielić los Lucyfera i przegrać, zostać zawładnięty przez własną
pychę, złość.
Jak zatem walczyć?
Chyba największą trudnością, jakiej możemy doświadczyć, jest przekonanie,
że nie ma przeciwnika. To jest teraz bardzo częste w świecie - nasze
racjonalne myślenie zaprzecza istnieniu diabła. Wkłada to między
bajki i mity - bardzo często dotyka to również nas chrześcijan i
żyjemy tak, jakby diabła nie było, jakby nic nam nie groziło, jakby
z naszego stylu życia, wierności Panu, decyzji zupełnie nic nie
wynikało - jakbyśmy sobie nie zdawali sprawy, że takie zwykłe oddanie
np. porannej modlitwy (bo nie mamy akurat dzisiaj czasu) może być
równoznaczne z oddaniem przewagi w tym dniu drugiej centrali. A
dla złego jest to najlepsze, co może się zdarzyć - jeśli penitent
myśli, że jego nie ma - wtedy nawet nie musi się zbytnio wysilać,
bo jak walczyć z przeciwnikiem, którego nie ma? Gdyby oddział wojska
był święcie przekonany, że nic mu nie grozi, czy wystawiałby nocne
warty? Czy budowałby zasieki? Pewnie nie, bo w jakim celu? Ale gdyby
się okazało, że byli w błędzie i zostali zaatakowani podczas snu,
nie mieliby szans.
Taką bardziej świętoszkowatą odmianą tej sytuacji jest przekonanie,
że owszem diabeł jest, ale walka w naszym życiu się nie toczy, bo
my jesteśmy pobożni, ułożeni, chodzimy do kościoła. W zasadzie na
to samo wychodzi, bo też nie robimy wtedy nic, by się obronić. A
prawda jest taka: Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz,
diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć (1 P 5,8).
Niestety, jak mówi Paweł VI: Diabeł jest nieprzyjacielem numer
jeden, niedoścignionym kusicielem. Wiemy zatem, że ten byt ciemny
i przerażający istnieje naprawdę, że ze zdradzieckim podstępem działa
dalej. Diabeł jest kłamcą, bezwzględnym mordercą, który nie
zawaha się ani przez chwilę, aby nas zniszczyć. Wykorzysta każdy
nasz słaby punkt - nie będzie miał żadnych skrupułów!
Zły może mieć do nas dostęp w różny sposób, np. poprzez zewnętrzne
kuszenie. Może podpowiadać nam różne myśli, może mieć do nas dostęp
przez różnego rodzaju zniewolenia - wtedy ma bezpośredni dostęp
do naszego wnętrza, aż do opętania, gdy człowieka traci w jakimś
stopniu swoją wolną wolę i sam oddaje się złemu we władanie.
Nas dzisiaj interesuje ten pierwszy punkt - kuszenie - gdyż to ono
jest polem naszej codziennej walki duchowej. A musimy pamiętać,
że kuszenie dotyczy każdego z nas - nawet Jezus był kuszony na pustyni
(Mt 4, 1-11).
STRATEGIA ZŁEGO DUCHA
Odosobnienie
Pierwsza strategia demona, to oderwać nas od naszego otoczenia -
Kościoła, wspólnoty, przyjaciół, rodziny, spowiednika. Zamknąć nas
samych w sobie. Wie, że wtedy łatwiej jest nami manipulować - przecież
wypróbował to już w raju, kiedy najpierw sączył jad nieufności Ewie
względem Boga (Na pewno nie umrzecie!) - zakwestionował w
sercu Ewy autorytet Pana. Wtedy łatwo już było namówić Ewę do zerwania
owocu.
Św. Ignacy Loyola, mistrz codziennej walki duchowej, napisał: Nieprzyjaciel
natury ludzkiej, kiedy poddaje duszy sprawiedliwej swoje podstępy
i namowy, chce i pragnie, żeby zostały przyjęte i zachowane w tajemnicy;
a kiedy się je odkrywa przed dobrym spowiednikiem albo inną osobą
duchowną, która zna jego podstępy i złości, bardzo mu się to nie
podoba; wnioskuje bowiem, że nie będzie mógł doprowadzić do skutku
swego już zaczętego a przewrotnego zamiaru, bo odkryte zostały jego
wyraźne podstępy.
Szatan będzie chciał nas odciąć od wszystkiego, co jest dla nas
oparciem (od ludzi, od sakramentów). Będzie też atakował naszą modlitwę,
więź z Kościołem. Postąpi jak przy oblężeniu twierdzy - kiedy najpierw
okrąża się ją i odcina od dostaw żywności, wody, lekarstw, środków
bojowych - ostatecznie też od nadziei.
Uderzanie w najsłabszy punkt
Św. Ignacy napisał też: Nieprzyjaciel natury ludzkiej krąży i
bada ze wszech stron nasze cnoty teologiczne, kardynalne i moralne,
a w miejscu, gdzie znajdzie naszą największą słabość i brak zaopatrzenia
ku zbawieniu wiecznemu, tam właśnie nas atakuje i stara się zdobyć.
Diabeł będzie szukał miejsc, które są najbardziej podatne na atak
- czy to ze względów historycznych, czy np. naszej obecnej sytuacji
emocjonalnej, psychicznej. Św. Jan wskazuje pewne takie słabe punkty
w człowieku:
Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała,
pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od
świata.( 1 J 2,16)
Ale tak naprawdę najgorsza jest ta pycha żywota - czyli odwieczna
pokusa samowystarczalności, bycia jako bogowie. To zadziałało w
raju i dalej działa. Współcześnie możemy tak określić pokusę wszelkiej
przyjemności, za wszelką cenę, np. seks bez miłości i odpowiedzialności,
pieniądz, który staje się bożkiem, pokusa wolności absolutnej -
nawet wbrew Bogu - to wszystko, co daje nam złudzenie, że poradzimy
sobie sami - to bardzo często jest nasz słaby punkt.
Stwarzanie pozorów dobra
Diabeł nie jest głupi - szczególnie, gdy ma do czynienia z chrześcijanami
mającymi już jakieś doświadczenie duchowe. Wie, że raczej nie zwiedzie
nas jakąś bezpośrednią pokusą - np. idź i zrób temu człowiekowi
przykrość, powiedz mu, jaki jest beznadziejny, głupi, jakim jest
rozpustnikiem, itp. Ale bardzo często posługuje się sztuczką i udaje
anioła światłości, pisze o tym Św. Paweł: I nic dziwnego. Sam
bowiem szatan podaje się za anioła światłości( 2 Kor 11,14).
I w ten sposób zły może najpierw podsuwać myśli dobre, pobożne -
by potem znienacka zaatakować i jako kontynuację tych dobrych podpowiedzi
popchnąć człowieka do zła.
Św. Ignacy mówi: Anioł zły ma tę właściwość, że się przemienia
w anioła światłości i że idzie najpierw zgodnie z duszą wierną,
a potem stawia na swoim; a mianowicie podsuwa jej myśli pobożne
i święte, dostrojone do takiej duszy sprawiedliwej, a potem powoli
stara się ją doprowadzić do swoich celów, wciągając dusze w ukryte
swe podstępy i przewrotne zamiary.
Dlatego należy przyglądać się swoim myślom, zwracać uwagę na ich
przebieg. Jeśli z początku są dobre, a potem prowadzą do czegoś
złego lub nie tak dobrego jak na początku zamierzaliśmy - to pewnie
pochodzą od złego i jest to przejaw walki duchowej. Podobnie jeśli
te końcowe myśli wprowadzają w nas niepokój, robią zamieszanie,
złość - to też mogą być pokusą. To jest stara ewangeliczna zasada:
Poznacie ich po owocach (Mt 7, 15-20). Duch Boży prowadzi
nas zawsze ku dobru, odkrywaniu Jezusa, ku większej miłości i chwale
Bożej.
Przykładem podszywania się kusiciela pod anioła światłości jest
również moje osobiste doświadczenie.
Jest ono związane z moją drogą do małżeństwa. Moja żona nie jest
pierwszą i jedyną dziewczyną, z którą się spotykałem. Co więcej,
kończąc szkołę średnią dość poważnie rozważałem drogę kapłaństwa
dla swojego życia. Zdecydowałem wówczas, że jednak moim pragnieniem
i wolą Bożą jest, bym założył rodzinę. Jednak, gdy nawiązywałem
relację z dziewczyną, zawsze dochodziło do tych samych problemów.
W pewnym momencie przychodziły duże trudności, wychodził na wierzch
mój egoizm, a ja nie potrafiłem zdecydować się tak naprawdę w sercu
na drogę do małżeństwa. I zawsze wtedy wracały te same myśli: A
może jednak zrezygnuj z tej relacji, zostaw to. Pomyśl sobie jeszcze,
masz czas - a może jednak kapłaństwo będzie lepsze dla ciebie. I
tak dawałem się wodzić za nos kilka razy. Oczywiście rodziło to
same złe owoce: ja dalej nie realizowałem swojego powołania, raniłem
też inne osoby. Wszystko się skończyło, kiedy po rozważeniu tego
na modlitwie i rozmowach z kilkoma osobami, zauważyłem, że to jest
zwykłe zwodzenie mnie przez kusiciela. Posługiwał się moimi pobożnymi
pobudkami sprzed lat, które uważałem za dobre i nie chciałem ich
zakwestionować, ale używał ich tak, by uniemożliwić podjęcie mi
decyzji, bym krzywdził siebie i innych. Gdy to zrozumiałem, oddałem
to Panu Bogu, jeszcze raz rozeznawałem, jakie jest moje powołanie
i gdy utwierdziłem się, że ma nim być założenie rodziny, podjąłem
decyzję, że chcę ją założyć. Okazało się, że nawet wtedy, gdy mieliśmy
trudne chwile, to nigdy nie miałem już tego typu wątpliwości, jak
wcześniej.
I jeszcze jedno - jeśli diabeł widzi, że nie może nas pokonać,
to może zmienić taktykę i starać się nas maksymalnie zaabsorbować,
nękać i niepokoić. Tak np. może być na modlitwie osobistej, tak
też może być, gdy podejmujemy jakieś Boże dzieło - a zły może próbować
osłabić mój zapał, byśmy byli mniej gorliwi.
Zwycięstwo w Jezusie
Innym niebezpieczeństwem jest to, że możemy nabrać fałszywego przekonania,
iż w tej walce zostaliśmy sami, że jesteśmy skazani na przegraną.
Ale to nieprawda - Jezus pokonał szatana na krzyżu i daje nam udział
w tym zwycięstwie. Tak jak wszystko zaczęło się od Adama i Ewy,
tak wszystko skończyło się na Jezusie, przy współudziale Maryi.
A zatem, jak przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich ludzi
wyrok potępiający, tak czyn sprawiedliwy Jednego sprowadza na wszystkich
ludzi usprawiedliwienie dające życie(Rz 5,18).
Jezus niszczy szatana: Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć
dzieła diabła. (1 J 3, 8)
To jest centrum naszej wiary. Źródło naszej nadziei. Inaczej próżna
byłaby nasza wiara, jak pisze Św. Paweł: Jeśli nie ma zmartwychwstania,
to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał,
daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. (1
Kor 15, 13-14)
Najważniejsze jest to, że Jezus wygrał, a nie to, iż Adam przegrał,
nie to, że jesteśmy grzesznikami, nie to, że szatan nas kusi. Tam,
gdzie jest grzech, jeszcze obficiej wylewa się łaska. Albowiem:
Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała
się łaska (Rz 5, 20).
Dzięki Jezusowi jesteśmy uratowani. Musimy tylko dostrzec, że w
naszym życiu walka się toczy i że potrzebujemy Jezusa. On daje nam
zwycięstwo za darmo. Wydaje się to proste, życie pokazuje jednak,
iż tak nie jest. Ale taka jest prawda. Dzięki Jezusowi wystarczy
podjąć walkę, wezwać Jezusa, wybrać Jezusa, a na pewno wygramy.
Dlatego tak ważne jest nasze zdecydowanie. Bierność prowadzi
do przegranej. Bóg chce, abyśmy wygrywali i pomaga nam w tym!
Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim
dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru. (Rz
8, 28)
Jak zwyciężać? Mówiąc ogólnie, wybierać Boga. A konkretnie:
chodzi o to pewne podstawy, jakie podsuwa nam Kościół w oparciu
o Słowo Boże. Pierwszym elementem jest trwanie w Panu, tzn. stawianie
Jezusa przez cały czas na pierwszym miejscu, Św. Paweł nazywa taką
postawę przywdzianiem pełnej Zbroi Bożej (Ef 6, 10-20).
W końcu bądźcie mocni w Panu - siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną
zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła.
Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom,
przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw
pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie
na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić
i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc do walki przepasawszy
biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość,
a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W
każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie
zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia
i miecz Ducha, to jest Słowo Boże - wśród wszelakiej modlitwy i
błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie
czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych...
(Ef 6,10-18)
Co to znaczy?
Pas - prawda, przed Bogiem, przed sobą samym, przed innymi
ludźmi. Prawda nas wyzwala. Zamykając się w sobie, nie pozwalamy
Bogu nas przemieniać, sprawiamy diabłu radość. Bardzo często momentem
przełomowym w jakiejś sytuacji jest przyznanie się przed samym sobą
do naszych prawdziwych myśli, pragnień, uczuć. Póki pozostajemy
w nieszczerości, nie mamy szans na zwycięstwo, na rozwiązanie problemu
(co najwyżej na jego odsunięcie). Prawda jest jedyną drogą do pełnego
wyzwolenia. Podobnie jest przy sakramencie pojednania. Jest tak
dlatego, ponieważ, jako istoty wolne, musimy sami uświadomić sobie
naszą ułomność i to, że potrzebujemy Boga. Człowiek często intuicyjnie
boi się prawdy, czasem może nawet myśli, że lepiej o pewnych rzeczach
nie myśleć, nie rozmawiać. Taka postawa jest otwarciem drzwi szatanowi.
Pancerz - sprawiedliwość. Jest to nasza postawa sprawiedliwości
i uczciwości do Boga i ludzi. Po pierwsze przeciwdziała grzechowi,
po drugie chroni nas ona przed oskarżeniami złego ducha, a on lubi
oskarżać. Jest ważne, abyśmy dokonując wyboru, czynili to w zgodzie
z naszym sumieniem, z tym jak w prawdzie widzimy w tym momencie
wolę Bożą. W przeciwnym wypadku wybór może być zły, ale może być
to także pokarmem dla oskarżyciela, który będzie chciał nas w ten
sposób pognębić i podeptać.
Buty - gotowość głoszenia Ewangelii. Nie powinniśmy naszego
chrześcijaństwa zachowywać dla siebie, ale głosić je innym. Głosząc
Dobrą Nowinę, budujemy Królestwo Boże, ogłaszamy zwycięstwo Jezusa,
w świecie, w nas samych, w człowieku, któremu ją głosimy. Diabeł
bardzo tego nie lubi. Po pierwsze on zwiewa, po drugie umacniamy
samych siebie oraz innych poprzez głoszenie Słowa Bożego, które
jest żywe i ma moc. To jest realna rzeczywistość także dla nas.
Poprzez ewangelizację przeciwstawiamy się diabłu, także w naszym
życiu. Nasze świadectwo zbliża nas do Jezusa, bo pozwala nam Go
lepiej dostrzec.
Tarcza - wiara. Wiara, podobnie jak u Rzymianina tarcza,
daje nam namacalną ochronę przed atakami diabła, amortyzuje jego
uderzenia, ponieważ nie godzą one bezpośrednio w nas, ale odbijają
się od naszej wiary. Wiara zaś jest poręką tych dóbr, których
się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy
(Hbr 11, 1).
Jeśli diabeł namawia cię, abyś się nie pomodlił, bo to bezsensu
i szkoda czasu, to ty przecież wierzysz, że spotykasz się z Bogiem,
że On zmartwychwstał i dał ci zbawienie, i jest twoim Panem. Ta
wiara jest argumentem, abyś się jednak pomodlił. Im jest ona silniejsza,
tym trudniej będzie diabłu ją pokonać swoimi pokusami.
Hełm zbawienia i miecz - to nasza pewność w zbawienie w Jezusie
Chrystusie, które już się dokonało i daje nam osłonę przed diabłem
i siłę do zwyciężania z nim. Miecz to Słowo Boże. Podobnie jak rzymski
miecz jest bardzo skuteczną bronią i powinniśmy go jak najczęściej
używać. Słowo jest żywe, a więc nas przemienia. Może zabezpieczać
nas przed szatanem, a także może być narzędziem w modlitwie o uwolnienie,
gdyż diabeł nie znosi Słowa Bożego.
Zwieńczeniem i gwarancją skuteczności tej zbroi jest modlitwa.
Częsta, regularna, pełna wiary modlitwa. Ona nas konserwuje, odnawia
w nas łaskę wiary, przypomina o Bogu i przybliża do Niego. Bez modlitwy
nasze chrześcijaństwo zbutwieje i zardzewieje tak jak zbroja bez
oliwy.
Widać także, że wszystkie te czynniki są wzmacniane we wspólnocie,
dlatego jest ona tak ważna dla chrześcijanina. Bez wspólnoty jesteś
takim rycerzem w zbroi, który też może walczyć dość skutecznie,
ale jest sam. We wspólnocie tworzymy całe wojsko zamknięte w warownej
twierdzy. Nawet gdy przeciwnik jednego zajdzie od tyłu, to inny
go dźgnie. Dlatego we wspólnocie jesteśmy bez porównania silniejsi.
Podobnie ma się sprawa z naszą jednością z całym Kościołem - pierwsze,
co zły będzie chciał zrobić, to ją zniszczyć. Będzie atakował naszą
relację z opiekunem, z proboszczem, z biskupem. Będzie nam mówił,
że Kościół, parafia nie jest nam do niczego potrzebna i że lepsze
i łatwiejsze życie czeka nas gdzieś obok - gdzie będziemy samowystarczalni
- brzmi znajomo? Podobnie będzie atakował nasze relacje we wspólnocie.
Kolejnym elementem, o którym warto wspomnieć, są sakramenty. Było
o tym dużo, więc nie będę się rozwlekał. Pierwszą zasadniczą rzeczą
jest to, iż:
[1128] Taki jest sens stwierdzenia Kościoła (Por. Sobór Trydencki:
DS 1608.), że sakramenty działają ex opere operato (dosłownie: "przez
sam fakt spełnienia czynności"), czyli mocą zbawczego dzieła
Chrystusa, dokonanego raz na zawsze. Wynika stąd, że "sakrament
urzeczywistnia się nie przez sprawiedliwość człowieka, który go
udziela 1584 lub przyjmuje, lecz przez moc Bożą" ( Św. Tomasz
z Akwinu, Summa theologiae, III, 68, 8.). W chwili, gdy sakrament
jest celebrowany zgodnie z intencją Kościoła, moc Chrystusa i Jego
Ducha działa w nim i przez niego, niezależnie od osobistej świętości
szafarza. Skutki sakramentów zależą jednak także od dyspozycji tego,
kto je przyjmuje.
Tzn., że sakrament działa zawsze, niezależnie od nas, my najwyżej
poprzez naszą niewiarę możemy nie przyjąć łaski w nim dawanej przez
Boga. Ale jako że sakrament działa i trwa, więc w momencie, gdy
uwierzy mu, łaska jest nam udzielana. Dlatego np. sakrament chrztu
czy bierzmowania, mogą owocować w naszym życiu. Na szczególną uwagę
zasługują sakramenty: chrztu (wprowadza nas do Kościoła, gładzi
grzech pierworodny, uzdalnia do walki duchowej), pojednania i Eucharystii.
Chciałbym jeszcze kilka słów powiedzieć o imieniu Jezus, ponieważ
w Nim jest nasze zbawienie i możemy je wzywać, aby zwyciężać z diabłem.
Dlaczego?
Jezus jest Panem i władcą. Bóg daje Mu wszelką władzę: Wtedy
Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: Dana Mi jest wszelka
władza w niebie i na ziemi (Mt 28, 18).
(Mk 5, 1-13) - Jezus wyrzuca legion z człowieka.
Dlatego w imieniu Jezus jest moc, dlatego na to imię wszystko słucha:
Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad
wszelkie imię, by na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich
i ziemskich i podziemnych (Flp 2, 9-10).
Dlatego możemy i powinniśmy wzywać imienia Jezus - w nim jest siła
i moc. To takie wołanie o pomoc, wyznanie, że należymy do Pana i
w Nim szukamy zwycięstwa.
Kościół zaleca także modlitwę przez wstawiennictwo Maryi i przypisuje
tej modlitwie szczególne znaczenie (różaniec bywa nawet egzorcyzmem).
Jest tak dlatego, ponieważ Maryja, po buncie Lucyfera wobec zamysłu
Boga, popada w drugą skrajność i okazuje bezgraniczne zaufanie i
posłuszeństwo wobec Boga. Dlatego nie ma grzechu pierworodnego.
Dlatego jest nową Ewą, która zgniata łeb węża. Dlatego dzięki swej
wierze i posłuszeństwu ma szczególną łaskę w zwyciężaniu szatana.
Wytycza nam także drogę wiodącą do całkowitego zawierzenia Bogu.
Im bardziej będziemy podobni w swej postawie do Maryi, tym łatwiej
będzie nam wygrywać z diabłem.
do góry
Spotkanie Modlitewne 6 XI 2005 r.
Nauczanie: Ania (Wspólnota Dom Boży).
Temat: Uwielbienie ciałem (cz.2)
Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę,
a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego i mieszkanie u niego
uczynimy (J 14, 23)
To jest obietnica, która jest dla Ciebie dzisiaj. Jezus obiecuje
nam tak bliską relację, jakiej nie jesteśmy w stanie nawiązać z
drugim człowiekiem. Relację miłości, która przewyższa nasze pragnienia.
Czy pragniesz być tak blisko drugiego, aby nieustannie mieszkał
w Tobie? Każdy człowiek chce mieć, choć trochę miejsca dla siebie,
nawet w małżeństwie, potrzebuje trochę prywatności. A Jezus mówi,
że chce panować w naszym wnętrzu. Przestajesz być Panem siebie.
Jezus chce przebywać w Twoim wnętrzu, nie być tam gościem, którego
zapraszasz, kiedy chcesz, ale gospodarzem. Jezus to właśnie mówi
do nas i mówi nie tylko o sobie, ale o Ojcu i o Duchu Świętym. Potrzebujemy
dzisiaj tej miłości Pana, potrzebujemy go bardziej niż myślimy,
potrzebujemy go tak bardzo, że On wiedząc o tym, obiecał nam, że
będzie w nas mieszkał. Zawsze będzie przy nas. Jesteśmy mieszkaniem
Boga - jak mówi św. Paweł.
W twoim i moim ciele niszczonym przez grzech, mieszka Pan. W Eucharystii
Jego ciało łączy się z naszym ciałem, Jego krew z naszą krwią. On
wchodzi w nasze ciało w swoją świątynię, łącząc się nami najgłębszą
więzią, jaka istnieje, całkowicie się wyniszcza, uświęca nas, nasze
ciało.. Przeżywa w naszym ciele to wszystko, co i my przeżywamy.
Na poprzednim naszym spotkaniu mówiłam, że mamy dwa sposoby na przeżycie
naszej cielesności albo będziemy służyć jako broń sprawiedliwości,
albo szatan będzie posługiwał się naszym ciałem przeciwko nam samym
i innym. Mówiłam też, że cywilizacja, w której żyjemy- karmi nas
nieustannie kłamstwem o naszym ciele. Człowiek staje się przedmiotem,
towarem. Pękniecie w nas wskutek grzechu pierworodnego jeszcze bardziej
się pogłębia. Bóg uczynił pięknymi nas i nasze ciała. Stworzył nas
na swój obraz. I chce przywracać godność naszym ciałom. Nawet najbardziej
wewnętrzna modlitwa chrześcijanina nie powinna pomijać modlitwy
słów i gestów.
Na naszą komunikację z innymi składają się : gesty, emocje i słowa.
Gesty i emocje to 93% naszego przekazu. Słowa to tylko 7%. Mamy
dać Bogu 100% siebie a nie 7%. Kochać Boga całym sobą.
Teodory z Apoldy napisał: "Ten sposób modlitwy pobudza pobożność,
kiedy dusza pobudza ciało, a ciało duszę."
Kiedy zaczęłam się modlić angażując bardziej ciało do modlitwy,
zobaczyłam, że ta modlitwa wpływa na moją codzienność. Zaczęłam
bardziej świadomie myśleć o uwielbieniu swoim życiem. Przestałam
odrzucać swoje ciało jako przeszkodę na drodze spotkania z Bogiem.
Zaprzyjaźniłam się bardziej z sobą. Jeśli zaczynamy bardziej siebie
kochać, swoje ciało to częściej się uśmiechamy:) Zaczęłam mocno
doświadczać podczas Eucharystii jedności z ciałem Jezusa, jedności
z innymi. W moim życiu zaczął się nowy etap spotkania z żywym Słowem
Boga. Ze Słowem, które stało się ciałem. A to razem spowodowało
większy radykalizm w moim sercu. Bardziej świadome podjęcie walki
z moim grzechem. Tydzień temu mówiłam o tym, że za pomocą ciała możemy na modlitwie
wyrażać nasze potrzeby, pragnienia, możemy przepraszać, dziękować,
uwielbiać. Że postawa ciała odpowiada naszej konkretnej treści,
naszej modlitwy. Ciało staje się językiem, którym duch wypowiada
się przed Bogiem. Ale z drugiej strony samym ciałem możemy też wpływać
na nasze serce i na cały przebieg modlitwy. Ciało może pobudzać
ducha do dialogu z Bogiem.
Pamiętam modlitwę, podczas której klęcząc, modliłam się o radość
w relacji z Bogiem. Usłyszałam jak Pan Bóg mówi - wstań . Wstałam
i dalej się modliłam, a potem Bóg powiedział: "obróć się",
pomyślałam: "o źle stoję w czasie modlitwy, Pan Bóg jest chyba
z drugiej strony - nie przecież Bóg jest wszędzie!" Ale się
obróciłam i modliłam dalej: "Panie daj mi radość" - a
Pan Bóg powtórzył to samo: "obróć się". Powiedziałam:
"Panie Boże przeszkadzasz mi się modlić. Albo będę tracić czas
i się obracać albo się modlę." Ale Pan Bóg powtórzył, więc
na wszelki wypadek znowu się obróciłam i jak się obracałam poczułam,
że wówczas przychodzi z mocą Duch Święty (podniosłam ręce i poczułam
jak Duch Święty porusza się po pokoju. Jakby prowadził mnie za rękę,
I zaczęłam wirować, w moim sercu rosła radość, bo co uczyniłam jakiś
gest, moje serce było napełniane jakby żywą wodą, pokojem. Wtedy
moje myśli były całkowicie skupione na Bogu, na Jego obecności i
na tym Kim On jest i co czyni. Czułam, że On się porusza i że kiedy
ja poruszam się z Nim, moje serce napełnia ogromna miłość i radość:
Bo w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Tańczyłam i skakałam.
Biblia jest pełna opisów ruchu:
W Księdze Ezechiela jest opis Bożej chwały:
Ez1,12-14.17.20: Każda posuwała się prosto przed siebie; szły
tam, dokąd duch je prowadził; idąc nie odwracały się. W środku pomiędzy
tymi istotami żyjącymi pojawiły się jakby żarzące się w ogniu węgle,
podobne do pochodni, poruszające się między owymi istotami żyjącymi.
Ogień rzucał jasny blask i z ognia wychodziły błyskawice. Istoty
żyjące biegały tam i z powrotem jak gdyby błyskawice. Mogły chodzić
w czterech kierunkach; gdy zaś szły, nie odwracały się idąc. Dokądkolwiek
poruszał je duch, tam szły także koła; równocześnie podnosiły się
z nimi, ponieważ duch życia znajdował się w kołach.
Czy to jest opis statyczny?
W trzecim rozdziale czytamy:
Ez3,12-14: Wówczas podniósł mnie duch i usłyszałem za sobą odgłos
ogromnego huku, gdy chwała Pańska unosiła się z miejsca, w którym
przebywała. Ten ogromny huk to szum uderzających o siebie skrzydeł
istot żyjących i odgłos kół obok nich. A duch podniósł mnie i zabrał.
To nie tylko opis ruchu ale strasznego hałasu. Jak prześledzimy
następne rozdziały zobaczymy, że prorok musiał robić wiele ciekawych
rzeczy-rysować na tabliczce glinianej używać żelaznej patelni, ogolić
się mieczem.
Ez6,11: Tak mówi Pan: "Klaskaj w dłonie i tupaj nogą, i
wołaj."
Spróbuj to zrobić. Musisz zaangażować całe ciało i głos!
Duch Boży jest Duchem życia i On się porusza, jest w ruchu. Bóg
zachęca proroka do wyrażenia uczuć też gestami. Biblia jest pełna
opisów żywej, pełnej uczuć i gestów modlitwy (obmycie nóg Jezusa
łzami i włosami, modlitwa Jezusa w Ogrójcu.
Pójdźmy aż do Apokalipsy przed Boży tron: Ap 7,11: A wszyscy
aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt, i na
oblicza swe padli przed tronem, i pokłon oddali Bogu.
Nasze stawanie się chrześcijaninem wyraża się w DRODZE DO, a więc
w ruchu, przemianie, podobnie modlitwa uwielbienia ulega zmianom,
musimy się nieustannie jej uczyć. Jest to droga dla każdego z nas,
jedna i niepowtarzalna. Zadaj sobie pytanie: czy uwielbienie
jest dla mnie drogą, czymś nowym; czy jest źródłem świeżości, czy
też tkwię w schematach, w których już tak naprawdę nie spotykam
mojego Pana, nie daje się Duchowi Świętemu prowadzić dalej i głębiej.
Kiedy mówimy o modlitwie uwielbienia, mamy na myśli również jej
wymiar wspólnotowy. Czy oczekuję czegoś nowego, czego nie znam,
co przekracza moje wyobrażenie na temat Boga, Jego działania w moim
życiu? Zastanów się przez chwilę.
W J 2,13-25 jest opisane takie miejsce, które było cenne dla Izraela
- Świątynia w Jerozolimie. Pochylmy się nad tym tekstem. Jezus przebywa
tam podczas święta Paschy, czyli w Jerozolimie i świątyni może być
około 100 tys. ludzi. Dzisiaj jest to słowo dla nas. My jesteśmy
świątynią Boga. Mamy tu obraz przedsionka świątyni, w którym mogli
przebywać poganie. Tutaj były kupowane ofiary składane za grzechy.
Ponieważ nie wolno było używać monet z podobizną cesarza, na terenie
świątyni rozkwitli więc różni bankierzy. Więc w tym miejscu, w którym
poganie mogli się modlić, Żydzi zrobili sobie targ.
To jest ważny dla nas tekst. Jesteśmy świątynią Boga i oddając mu
nasze życie, składamy ofiary - składamy je na zewnątrz siebie, czyli
nasze ciało i nasze życie staje się ołtarzem, na którym oddajemy
siebie Bogu. Jeśli nie składamy naszych ciał jako ofiary Bogu, wówczas
przestajemy być ołtarzem dla Pana, przestajemy być miejscem świadectwa
dla dzisiejszych pogan. A nasze ciało robi się targowiskiem i handlem
między tym co święte a tym co grzeszne, staje się towarem, ile dać
Bogu a ile sobie. Jeśli między twoim świętym wnętrzem a przedsionkiem
istniej rozłam tak jak tutaj w opisie świątyni - mamy do czynienia
z hipokryzją, formalizmem religijnym. Nie dajemy Bogu władzy nad
naszym życiem. Tutaj w tekście władzę mają kapłani świątyni. Świątynia
jest dla nich miejscem handlu, zabezpieczenia na przyszłość, obracania
bogactwem, przestrzenią, na której mogą sprawować kontrolę, szukać
własnych korzyści, narzucać swoją władzę, swój autorytet. Na koniec
Jezus zostaje skazany na śmierć właśnie w konsekwencji starcia z
kapłanami. Wyrzuca z tej świątyni kupców i bankierów. Jakie konsekwencje
ma ten handel? Po pierwsze zepsucie kapłanów i nadużycia, po drugie
dwuznaczność w sprawowanym kulcie, po trzecie wypaczenie obrazu
Boga wśród wierzących. Korzystanie materialne z tego co może mi
dać wiara innych. I tak świątynia staje się narzędziem. Gorliwość
o dom Ojca będzie motywem wyroku śmierci Jezusa: Zburzcie tę świątynię,
a ja w trzy dni zbuduję ją na nowo. Ten gest drogo go później kosztuje.
My wiemy, że chodziło o świątynię Jego ciała. A tą świątynią dzisiaj
jesteśmy My, nasze ciała. Dla Boga jest ważne, w jaki sposób sprawujemy
kult w naszej świątyni. Jesteśmy wezwani, jak mówi Grzegorz Wielki, aby z naszego ciała
fizycznego i wszystkiego, co należy do naszej tożsamości uczynić
ofiarę święta miłą Bogu i traktować nasze ciała tak jak traktujemy
przybytek.
To Słowo pomaga nam usunąć niewłaściwy obraz Boga - Boga prawa,
cudów, filozofów i kultu, Boga dalekiego i chłodnego. O! Jezus nie
był tutaj opanowany i zdystansowany! "Kochaj i rób, co chcesz"
- powiedział święty Augustyn. Jezus przychodzi, aby uwolnić nas
z naszych grzechów i słabości,aby oczyścić świątynię, nasze ciało.
Krzyż pozwala nam odrzucić wszelkie bałwochwalcze obrazy Boga w
naszym życiu i postawy. To nie jest Bóg cudów, ale wiernej miłości.
Jezus, aby Cię zbawić nie pokazuje mocy, ale słabość. I chce oczyścić
w nas nasze patrzenie na Boga jako tego, który nam daje coś za coś.
I chce oczyścić nas z wyciągania osobistych korzyści z naszej wiary.
Przeprośmy Boga za to, za wszelkie próby przeciągania go na swoja
stronę w konfliktach innymi, za próby udobruchania go, nakłonienia
go do przymknięcia oczu na nasze grzechy, za kult pieniądza w naszym
życiu, za grzechy (zwłaszcza na niesprawiedliwości wobec bliźnich)
przez jakiś nasz zewnętrzny dar lub hołd.
Bóg nie jest poborcą podatkowym ani handlarzem. Jezus ofiarował
się za darmo za nas. Mamy być domem Boga. W Tobie jest skarb, w
Twojej żonie w mężu jest skarb. Taniec, uwielbienie będzie nas prowadził
do bliźnich. Jeden z najpiękniejszych tańców to taniec jaki tańczy
małżeństwo przez całe swoje życie. Modlitwa uwielbienia powinna
obejmować mnie całego. W uwielbieniu jestem cały JA, staję na modlitwie
z moim ciałem. Nie jest obojętne, jaką postawę przyjmiemy uwielbiając
Pana, czy współgra ona harmonijnie z naszym wnętrzem. O potrzebie
jedności wewnątrz nas świadczy postać św. Benedykta na Monte Cassino,
który umierając chciał, by do ostatnich chwil jego ziemskiego życia
i w jego śmierci, Bóg był uwielbiony. Wyraził to w postawie stojącej,
mając wzniesione ręce, które, gdy on już nie miał sił, podtrzymywali
jego bracia. Bynajmniej nie chodziło tu o bycie oryginalnym. Jeszcze
raz chciałabym powtórzyć, iż tak naprawdę chodzi o spotkanie z MIŁOŚCIĄ,
pełne i prawdziwe. To, co najważniejsze dokonuje się między Bogiem
a tobą. Wróćmy więc do gestu.
Wstańmy i spróbujmy wyrażać gesty
zawarte w Biblii:
YADAH - uwielbienie tzw. aktywne, przychodzę i
staję we wdzięczności, moja postawa wyraża moje CHCĘ /ręce wzniesione,
dłonie na zewnątrz/ również publiczne wyznawanie grzechów. PS 69,31-32,
PS 32,5 Od słowa YADA - bycie w intymnej relacji z drugą osoba lub
z Bogiem. Uczyć się rozpoznawać Boże serce. W ST 995 razy. Wiedza
nabyta za pomocą zmysłów.
TOwDAh - uwielbienie pasywne, staję przed Bogiem
jako dziecko, w zaufaniu oczekując wszystkiego od Niego /postawa
otwarcia - ręce wzniesione w geście oczekiwania, przyjmowania/.
Poddanie się Bogu. PS 100; PS 50,23; Jer 17,26; PS 56,13.
HALLAL - celebrować, być głupim przed Panem- uwielbienie
tańcem, całe moje ciało wyraża radość, spontaniczność / jak król
Dawid/. 113 razy w ST. PS 149,1; Jer 31,7; PS 69,31, PS 22,23-26
SHABAH - krzyczeć, głośno wykrzykiwać na cześć
Pana, całemu światu głosić chwałę Pana, krzyczeć z radości /jak
Izrael/.Ps 145,5;PS 147,12; PS 62,2, PS 63,1-3 Iz 12,6; Prz 29,11.
ZAMAR - dotknąć strunę - uwielbienie muzyką, śpiewem,
głosem /pieśni chwały jako narzędzie do spotkania z Panem/. PS 33,2
2 SM 22,50; PS 61,9; PS 66.
SHACHAH - oddać pokłon - staję w majestacie Króla,
wyrażam swoje uniżenie wobec Tego, do którego wszystko należy i
któremu całe stworzenie oddaje chwałę, wyrażam podziw /trzej Królowie/.
Podobnie jak schabach. Tam gdzie jest mowa o oddaniu pokłonu.
TEHILLAH - modlitwa uwielbienia, kiedy Bóg jest
pośród swego ludu i cieszy się nim, lud oddaje chwałę Panu, który
daje doświadczyć swojej bliskości, nawiedza swój lud. Pieśń, która
Pan śpiewa w nas. PS 40,4;PS 22,4; PS 22,26; PS 34,2; PS 48,11;
PS 66,2; Iz 60,18, Iz,61,3.
BARAK - uwielbienie ciszą, klękanie i błogosławienie, wyrażanie
ruchem, gestem, rękami. Temu uwielbieniu nie towarzyszą dźwięki,
tylko ekspresja przez ruchy. W ST to słowo użyte jest 330 razy.
Trwanie sercem w serce, kontemplacja, stajemy cali w zachwycie,
to szczyt uwielbienia. Sdz 5,2-3; PS 103,1; PS 72,15; Rdz 1,22.
W tańcu modlitewnym dokonuje się poszukiwanie Boga. Każdy gest może
wyrażać nas samych i to, jak bliski jest nam Pan. Repertuar gestów,
jakie możemy włączyć w naszą modlitwę tańcem, jest olbrzymi. Gdy
otworzymy się na natchnienia Ducha Świętego, na pewno twórczych
pomysłów nam nie zabraknie. W istocie najważniejsza jest dyspozycja
i intencja serca. Teraz spróbujmy zrobić jeszcze jedno ćwiczenie:
Przeczytajmy psalm 30.
Wstańmy, osoby, które mają Biblię niech otworzą je na psalmie 63.
Niech każdy stanie tak, żeby miał miejsce obok siebie. Przeczytajmy
razem ten fragment. Możecie odłożyć Biblie. Ja będę wprowadzać was
w kolejne obrazy, a wy, spróbujecie wyrazić gestem to co czujecie,
modlitwą w sercu, klęknijcie pochylcie się, tak jak czujecie do
czego zachęca was Duch Święty. Może zachęca Was do zatańczenia,
może do podniesienia rąk, słuchajcie Go. To Wy stoicie przed Panem
i modlicie się. Bądźcie wolni w tej modlitwie. Pozwólcie, żeby to
Bóg w Was działał. Słuchajcie, co Duch Święty wkłada w wasze serca.
Zamknijmy oczy: Słuchaj, co Bóg mówi do Ciebie o swojej miłości
i Ty rozmawiaj z nim, rozmawiaj z nim gestami. Spróbuj wykonać choć
jeden gest.
U naszych braci Żydów taniec jest głęboko zakorzeniony w ich wiarę.
Przytoczę fragmenty święta Namiotów: Święto Radości Tory
"Na koniec święta Sukkot mamy dzień, który nazywa się Smichat
Tora, radość Tory lub radość z Tory. Jest to święto wzajemnej radości:
Tora rozkoszuje się tym, że została dana Izraelowi, a Izrael weseli
się, że otrzymał Torę, która jest dla niego niczym ochronny parkan.
W tym dniu nosimy w procesji zwoje Tory, odziane w szatę i uwieńczone
cenną koroną. Tańczymy i śpiewamy, podczas gdy nasze dzieci skaczą
i powiewają chorągiewkami. Panuje autentyczna radość, a także 'rozgardiasz',
ponieważ Bóg jest naszym Ojcem i cieszymy się zażyłością z Nim.
Wydawałoby się bardziej sensowne, gdyby dzień przeznaczony na świętowanie
Tory był przeznaczony studiowaniu. A jednak kulminacją święta Simchat
Torah nie jest studiowanie Tory ani lektura jej stronic, ale ...
taniec ze zwojami Tory okrytymi cenną tkanina. Jeśli świętowalibyśmy
Torę poprzez jej studiowanie, czy tylko lekturę, uwydatniałoby to
różnice, jakie istnieją w poziomie wykształcenia ludu. Natomiast
taniec łączy nas wszystkich, od najbardziej wyuczonych po największych
ignorantów."
Celem modlitwy przez taniec jest szukanie jedności. Zwykło się
mówić, że kto śpiewa, ten dwa razy się modli. Cóż więc trzeba, by
powiedzieć o tańcu, przez który nasze ciała mogą wyrazić nawet najbardziej
subtelne poruszenia duszy? Kiedy myślę o tańcu dla Boga, przypomina
mi się starotestamentalny król Dawid i scena, kiedy do Jeruzalem
wprowadzano Arkę Przymierza. Duch Pański napełnił serce Dawida tak,
że pełen radości i zapału tańczył na chwałę Boga, prowadząc Arkę
wśród radosnych okrzyków i grania rogów (por. 2 Sm 6,14-15). Jego
taniec był spontanicznym wyrazem uwielbienia, miłości i dziękczynienia.
Ale ten taniec wyrażał coś jeszcze. W tamtych czasach istniała tradycja,
iż w czasie wojny zwycięzcy brali jeńca, zdzierali niego ubranie
i kazali mu tańczyć przed królem zwycięskiej armii. To właśnie robił
Dawid, kiedy on Król Izraela obnażył się i tańczył jak szaleniec
przed Królem, który go zdobył. Boży pomazaniec. Uniżył się przed
Panem i nie baczył na to co powiedzą ludzie. Miał serce pokorne.
A jego taniec był pełen radości.
Taniec sam w sobie jest afirmacją życia, które jest pełne ruchu
i rytmu. Tańczy cała przyroda. Spójrzmy na wirujące płatki śniegu,
unoszone przez wiatr liście, łagodnie kołyszące się gałęzie, czy
szybujące po niebie ptaki. "I Bóg jest tancerzem - pisał pewien
mistrz życia duchowego - a stworzenie jest boskim tańcem; oboje
jednoczą się w tańcu - Bóg i stworzenie. Taniec stworzenia jest
uwielbieniem wszechświata na cześć Stwórcy". Cała natura tańczy
taniec swojego istnienia, zatem dlaczego człowiek nie miałby w podobny
sposób wyrażać swoich uczuć do Boga? Hugo Rahner nazwał taniec modlitewny
"świętą zabawą" i dodał, że to, co wyrażamy przez gesty
i muzykę, jest ukrytym przygotowaniem do tanecznego korowodu życia
wiecznego. Tańczył Dawid, tańczyła też Maryja, kiedy biegła do Elżbiety.
Trudno też wyobrazić Ją sobie nieruchomą, gdy wyśpiewywała radosne
Magnificat. Trzeba sobie zadać pytanie, dla kogo tańczę? Jest taniec, który ma w sobie jasne przesłanie erotyczne i wtedy
niszczy duszę tych, którzy tańczą i tych, którzy to oglądają. Kiedy
córka Herodiady tańczyła przed Herodem, rezultat był taki, że roznamiętniony
jej tańcem był gotowy zrobić dla niej wszystko. Jan Chrzciciel został
ścięty. Szatan posłużył się pożądliwością człowieka. Dlatego taniec
dla Pana - musimy rozpoczynać w sercu w czasie modlitwy. Poprzez
taniec możemy chcieć przyciągnąć uwagę innych i szukać akceptacji.
W taki sposób tańczyła Salome przed Herodem. Ale kiedy spojrzymy
na tańczącego Dawida, widzimy, że jest pochwycony przez Bożą obecność
i nie interesuje go spojrzenie innych. Nawet przed własną żoną,
która chciała go upokorzyć, potwierdził, że chce tańczyć dla swojego
Boga. Tu widać jak duża jest różnica pomiędzy tańcem Salome a Dawida.
Albo tańczę dla innych i pod ich spojrzeniem po to, aby się podobać
- albo tańczę dla Boga i odcinam się od spojrzenia innych, zwracając
się całkowicie w Jego stronę. Wtedy taniec staje się wyrażeniem
mojej miłości do Boga i w ten sposób mogę odczuć Jego obecność we
mnie. To daje nam wolność wewnętrzną. Poprzez taniec można znaleźć
prawdziwą wolność bycia sobą samym. Tylko pod spojrzeniem Boga mogę
być tym, kim jestem, mogę odsunąć od siebie strach, wstyd i czuć
się ogarnięta Jego obecnością i miłością. Nie osądzajmy modlitwy
innych jak żona Dawida. Została ona ukarana najcięższą z kar jakie
były wśród Izraelitów - bezpłodnością. Za pogardę w sercu wobec
tańczącego Dawida.
Taniec - to potężna siła służąca życiu lub niszcząca je. Przez niego
wyrażamy to, co jest wewnątrz nas. Może to być piękno, harmonia,
łagodność a zarazem energia życia - i wtedy unosi nas jakby ponad
całe zło, wyzwala w nas dobro; ale gdy wypełniają nas niskie instynkty,
taniec może jeszcze bardziej pogrążyć i być po prostu zwykłym ucieleśnieniem
chaosu, krzyku, buntu, pożądań w nas istniejących.
Kościół wiedząc, że taniec, który nie jest skierowany ku Bogu może
stać się potężnym narzędziem demona (chociażby przypomnijmy sobie
w tym miejscu taniec bałwochwalczy wokół złotego cielca zakończony
rozpustą) wiele razy podchodził z nieufnością do tej formy wyrazu.
Nie zaprzecza to jednak faktom, iż od wieków istniał taniec religijny
wyrażający osobę i jej życie. Taniec liturgiczny oficjalnie został
zatwierdzony przez Watykan w 1988 roku w "Rzymsko-zairskim
rytuale Mszy św.". Profesor Jakob Baumgartner, liturgista z
Fryburga Szwajcarskiego, określa to jako "zadomowienie się
tańca w oficjalnie potwierdzonej liturgii mszalnej" Wiele wspólnot
tańczy dla Pana wspólne tańce. Możemy tańczyć na modlitwie osobistej,
wspólnotowej, ewangelizować tańcem. Taniec uzdrawia nasze spojrzenie
na nas samych, nasze emocje, samoakceptację ale i spojrzenie na
innych. Każdy człowiek jest stworzony do tego, aby tańczyć - mówi Helen
Goussebayle ze Wspólnoty Błogosławieństw. Sam taniec nie może zastąpić
modlitwy. Raczej modlitwa może stać się tańcem, który nie tylko
przybliża do Boga, ale również pozwala otworzyć się na dar ciała,
pomaga zaakceptować siebie i prowadzi ku pogłębieniu naszej tożsamości
jako kobiety czy mężczyzny. Helen mówi tak: "Mam przyjaciółkę Peggy, która jest już u Pana.
To była dziewczynka z zespołem Downa, umarła mając 20 lat, na białaczkę.
Przeżyłyśmy razem 10 lat we wspólnocie. Kiedy tańczyła, nawet jeśli
jej kroki nie zawsze były w rytmie, to jednak widać było, że dla
niej taniec był modlitwą, że ona wyrażała w ten sposób swoją miłość
do Boga. Kiedy robiła prosty gest, widać było, że cała jest w tym
geście." I mówiła potem tak: Bóg w nas tańczy, Bóg jest w nas
obecny. Myślę, że taniec jest dla wszystkich, a w niebie również
się tańczy".
"O, człowieku, ucz się tańczyć - pisał Augustyn z Hippony -
a jeśli nie, to aniołowie w niebie nie będą wiedzieli, co z tobą
począć". To miłość sprawia, że stajemy się twórczy. Jeśli jeszcze
nie odkryłeś tego, jak piękna może się stać twoja tańczona przed
Panem modlitwa, wszystko przed tobą.
W Ps 149,2-3 czytamy: Niech Izrael się cieszy swym Stwórcą, niech
synowie Syjonu radują się swym Królem. Niech chwalą Jego imię wśród
tańców, niech grają Mu na bębnie i cytrze.
Ps 150,3-4: Chwalcie Go dźwiękiem rogu, chwalcie Go na harfie
i cytrze! Chwalcie Go bębnem i tańcem, chwalcie Go na strunach i
flecie!
Ps 30,12: Biadania moje zmieniłeś mi w taniec; wór mi rozwiązałeś,
opasałeś mnie radością.
Taniec - jest to mowa starsza od języka, zanim człowiek zacznie
mówić, może porozumiewać się przez ciało. Taniec to zachwyt tryskający
z samej głębi człowieka, wypływa z świata wewnętrznego i do niego
wprowadza. Posłuchajcie, co mówił na temat tańca rabin o imieniu
Nahman: "Serce bardzo pragnie wznieść się ku Bogu i dostąpić
radości, lecz ciężar ciała przygniata je do ziemi. Taniec pozbawia
ciało tego ciężaru i pozwala sercu unieść je wysoko. W czasie świętego
tańca całe ciało służy duszy i uwielbia Boga".
Modlitwa:
Wsłuchaj się w muzykę i śpiew, niech dźwięki melodii skierują twoją
myśl do Pana. Uświadom sobie Jego obecność w tobie i wokół ciebie.
Bądź przed Nim szczery; wytańcz swoją radość, jeśli jesteś pełen
radości, swój smutek, jeśli czujesz go w sercu, a przede wszystkim
miłość i uwielbienie dla Tego, który czeka na twoją modlitwę i uzdalnia
cię do niej.
Niechaj nasz dzisiejszy wieczór będzie tańcem dla PANA, wytańczonym
przed Nim dla Niego i z Nim. Niechaj będzie dziękczynieniem za życie.
Niech nasze ciało służy naszej duszy. Proszę byście próbowali wejść
w ten czas z takim właśnie nastawieniem. By poprzez nasze ciało
Imię Pana mogło być uwielbione. Ale proszę was byście nie tyle koncentrowali
się na technice, a bardziej na przeżyciu, na tym, by móc w ten sposób
w radości wychwalać Jezusa, by wyrazić swoje wnętrze.
Don Potter Twarzą do ściany
Biblia Tysiąclecia
Alessandro Pronzato Oto Słowo Boże Rok B
Innocento Gargano Lectio Divinado Ewangelii Jana
do góry
Spotkanie Modlitewne 30 X 2005 r.
Nauczanie: Piotr
Temat: Kwas Faryzueszów
Myślałem o nauczaniu i przygotowałem Słowo, które Kościół
daje na dzisiaj. Pomyślałem, że to jakiś znak, żeby właśnie dzisiaj
o tym powiedzieć.
Chcę powiedzieć o takiej dwuznaczności w naszym życiu, która nazywa
się hipokryzją, inaczej mówią: obłuda. Pan Jezus mówi o "kwasie
faryzeuszów": Strzeżcie się kwasu (tzn. kwasu faryzeuszów)
albo mówi tak: Czy nie wiecie, że odrobina kwasu całe ciasto
zakwasza? Nawet odrobina tego kwasu - obłudy, może sprawić,
że nasze, nawet najlepsze uczynki, zostaną zepsute.
Największym aktem obłudy jest ukrywanie własnej obłudy przed samym
sobą. Św. Jan mówi: Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych
siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeśli wyznajemy nasze grzechy
Bogu - odpuści je nam i oczyści z nieprawości. Mamy dwa życia:
prawdziwe, które się toczy i wyobrażeniowe zbudowane na opinii,
o które niekiedy za bardzo dbamy. Bardzo dużo pracujemy nad upiększaniem
naszego wymyślonego, tego wyobrażeniowego życia, a często tracimy
te, które jest prawdziwe. Często więcej czynimy dla tego, co w nas
wymyślone, niż tego, co w nas jest naprawdę.
Słowo "hipokryzja" wywodzi się z języka teatru, ponieważ
oznacza przedstawienie na scenie. W każdym przedstawieniu istnieje
fałsz. Słowo i zachowanie, które wychodzi z aktora, nie oddaje rzeczywistości
jego uczuć. Aktor potrafi bardzo dobrze zagrać ból, radość, cierpienie.
Można powiedzieć, że obłudą jest robienie z życia teatru, w którym
gra się dla jakiejś publiczności. To zakładaniem maski. Rezygnuję
z bycia sobą, a staję się aktorem.
Ktoś powiedział, że w czasach Jezusa 90% obłudy na świecie była
skupiona w Jerozolimie (miejscu świętym), ponieważ tam, gdzie jest
duże przywiązanie do wartości, można się spotkać z dużą obłudą.
Spójrzmy na wspólnotę: chcę być we wspólnocie, ale wszyscy tacy
święci, fajni, więc ja też gram, żeby się dostosować, żeby nikt
nie pomyślał, że odbiegam od innych. Musimy od tego ciągle się uwalniać,
żeby nie zmuszać braci do gry, do teatru. Pamiętam takie sytuacje
z przeszłości, jak spotykałem czasem braci czy siostry na ulicy,
którzy palili papierosy, a widząc mnie z daleka, chowali je za siebie
i wyrzucali. Dbamy o nasze "ja wyobrażeniowe". Nie potrafię
rzucić tego nałogu, może walczę z nim, ale chcę zagrać przed liderem
kogoś lepszego. Oczywiście ja też czasem jestem obłudnikiem przed
Wami. Myślicie: Piotrek to się tak dużo modli i czyta dużo "świętych"
książek. Ktoś mi tak mówi, a ja nie zaprzeczam. Dbam o swoje "ja
wyobrażeniowe". Obłuda nam bardzo zagraża.
Każde Spotkanie Modlitewne, które powinno być z natury żywe i spontaniczne,
po pewnym czasie może stać się dla nas marne. Czuję, że chwalę Pana,
moje ręce klaszczą, ale moje serce jest nieobudzone - gram przed
braćmi i siostrami. Ciągle trzeba dbać o budzenie swojego serca.
Aby Spotkanie Modlitewne nie było hipokryzją zbiorową, musimy dbać
szczególnie o naszą osobistą modlitwę każdego dnia, żeby Duch Św.
mógł przyjść do serca rozgrzanego.
Słowo Boże mówi o "pozorze pobożności". Przez hipokryzję
człowiek umniejsza Boga i stawia Go na drugim miejscu, a stworzenie
na pierwszym. Publiczność, dla której odgrywam rolę, jest na pierwszym
miejscu, czyli jestem bałwochwalcą.
Najbardziej godnymi podziwu i polecenia ludźmi w Izraelu byli faryzeusze.
A Jezus przestrzegał: "Strzeżcie się kwasu faryzeuszów",
bo może to być obłuda. Nie oddają swoją świętością chwały Bogu,
tylko bałwanowi, którym jest publiczność. Te słowa można odnieść
również do nas, gdy modlimy się dzień w dzień, dajemy dziesięcinę,
robimy dobre uczynki, ale po to, aby ludzie nas widzieli. To tak
jakbyście byli na dworze króla i odwracali się do niego plecami,
a zaczęli dbać o swój wizerunek przed tymi, którzy stoją przed królem.
To jest policzek. Słowo Boże mówi, że człowiek patrzy na to, co
widzą oczy, a Pan patrzy na to, co w sercu człowieka. Bóg patrzy
na serce człowieka! Jezus mówi do faryzeuszów tak: "Jak
możecie uwierzyć, skoro od siebie nawzajem odbieracie chwałę, a
nie szukacie chwały, która pochodzi od naszego Boga?" Jak możecie
uwierzyć, jeżeli szukacie chwały u ludzi, a nie u Boga?
Poza tym obłuda jest brakiem miłości względem bliźniego, ponieważ
każe braciom być wielbicielami mojego talentu i mnie samego. Macie
być wielbicielami mojego "ja wyobrażeniowego". To jest
brak miłości. A Jezus mówi: "Kto chce się modlić, niech zamknie
się w swojej komórce", żeby nikt nie widział, że się modlimy.
Najgorsze jest posługiwanie się hipokryzją dla osądzania innych.
I Pan o tym mówi: Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka,
a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.
Obłuda polega też na tym, że my pokazujemy dobro, którego nie uczyniliśmy.
Jezus mówi, że najskuteczniejszym sposobem na to jest ukrywać dobro,
które czynimy. Czynić dobro, ale tak, żeby nikt nie zauważył, żeby
zachować całą woń dobrego daru dla Pana. Ktoś powiedział tak: "Przyjemniejszy
jest Bogu jeden uczynek, choćby najmniejszy, spełniony z pragnienia
w ukryciu tak, by o nim nikt nie wiedział, niż tysiąc innych z pragnienia
pokazania ich ludziom. Dzieło niewinne i czyste spełnione dla Boga
w sercu czystym jest całkowitym królestwem dla Pana." Jezus
mówi w ten sposób: módlcie się w ukryciu, dawajcie w ukryciu, pośćcie,
a Ojciec, który widzi w ukryciu, odda Wam.
do góry
Spotkanie Modlitewne 23 X 2005 r.
Nauczanie: Ania (Wspólnota Dom Boży).
Temat: Uwielbienie ciałem (cz.1)
Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą i uszy wasze,
że słyszą. Bo zaprawdę powiadam Wam, wielu proroków i sprawiedliwych
pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli i usłyszeć
to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli (Mt 12,46).
Noszę w sercu te słowa od dłuższego czasu i nie mogę
nadziwić się ich aktualnością w naszym życiu. Dziękuję Bogu, że
żyję teraz. Jesteśmy świadkami globalnego działania mocy Ducha Świętego
w Kościele, w ludziach. Kiedy spotykam chrześcijan z różnych wspólnot,
zgromadzeń, grup z różnych części świata i słyszę, co Pan czyni
w ich życiu, doświadczam ogromnego poruszenia w sercu, ponieważ
Duch Święty daje im ogromną łaskę, o której zapomniano w wielu dziedzinach
życia. Daje im łaskę wierności, wierności Jezusowi. Jesteśmy szczęśliwi
i błogosławieni. Wielu ludzi poznaje Pana.
W tym tygodniu rozpoczęliśmy kolejną edycję kursu "Alfa"
- przyszło ponad 120 osób na uroczystą kolację. Nie mamy większej
sali, ale wiem, że Pan chce przyprowadzić ich więcej. Duch Święty
nawołuje dzisiaj do tego, byśmy rozpalili nasze serca dla Jezusa.
Chce, aby w każdej parafii były grupy ewangelizujące, które będą
głosiły Dobrą Nowinę. O jak piękne są stopy tych, którzy głoszą
Dobrą Nowinę (Rz 10,15). Żyjemy w czasach ogromnej łaski, w
czasach wypełniania się proroctw Bożych, kiedy Ojciec posyła swojego
Ducha. Świadectwem tego są nowe ruchy w Kościele, które przyciągają
nowych ludzi i co najważniejsze: wnoszą świeżość, zapał i wiosnę
do Kościoła. Kiedy zapytałam o to ostatnio Pana, powiedział mi:
"Chcę, aby serca ludzi wciąż płonęły ogniem Ducha dlatego,
jeśli świat się zmienia i rozwija, Ja przynoszę moje Słowo, Miłość
i Zbawienie w nowy sposób. To samo słowo, to samo zbawienie, ale
z nową łaską. Chcę, aby Twoje serce płonęło moją miłością. I Pan
chce, aby wasze serca płonęły nową miłością." Aby pozostali
ludzie szukali Pana i wszystkie narody, nad którymi wzywane jest
imię moje - mówi Pan (Dz 15,17).
Mój Ojciec przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie
i staniecie się moimi uczniami (J 15,8). Mamy stawać się uczniami
Pana. A to prowadzi nas na miejsce naszej osobistej relacji z Jezusem.
To największy nasz skarb i łaska - znać Jezusa, móc go dotykać,
spożywać, karmić się Jego ciałem i żyć prawdą śmierci i zmartwychwstania
naszego Pana. Ten nasz największy skarb, który bardzo często zaniedbujemy.
Przestajemy żyć tą prawdą, że jesteśmy szczęśliwi. Pan chce dzisiaj
dotknąć naszej modlitwy, naszej relacji z Nim i odnowić nas. Czy
w tym szczęściu nie cierpimy, nie jesteśmy ranieni, doświadczani,
nie chorujemy? Wielu z nas doświadcza różnych problemów i cierpienia.
A wiele z nich bierze się z zaniedbanej relacji z Jezusem.
Bóg nieustannie przebywa pośród swojego stworzenia. Teraz Pan stoi
przed tobą, przed każdym z nas i chce zaprosić nas do tańca. Ponieważ
nasza relacja z Nim jest jak taniec. W tańcu jest prowadzący
(zazwyczaj mężczyzna) i ta, która daje się prowadzić w ramionach
partnera. My jako Kościół - Oblubienica Chrystusa jesteśmy prowadzeni
przez Niego w tańcu życia do wieczności. To jest taniec, jakiego
nie znamy, bo kieruje nim Duch Święty. Henri Nouwen pisze tak: "Kiedy
tańczymy i idziemy do przodu, łaska podsuwa nam ziemię, po której
kroczymy. Modlitwa łączy nas z Bogiem Tańca. Nie stoimy w miejscu
w tych samych problemach. Uczymy się otrzymywać wszechogarniającą
miłość, która wychodzi nam na spotkanie." Czasami czujemy,
że bagaż, który niesiemy, nie pozwala nam zacząć tańca. Gubimy krok.
Dobra Nowina jest taka, że Bóg nie gubi kroku i jak tylko chcemy
podjąć taniec, On poprowadzi nas dalej do głębszej relacji z sobą.
Kiedy Pan zaprasza nas do tańca chce, abyśmy w to życie z Nim zaangażowali
nie tylko naszego Ducha, ale też nasze ciała. Ciała, przez które
wyrażamy naszą miłość i chrześcijaństwo. Bóg stworzył nas w ciele.
I kiedy zgrzeszyliśmy, dał swojemu Synowi ludzkie ciało, abyśmy
mogli być zbawieni. Aby Bóg miał ciało podatne na rany i krzywdy.
Wiele religii potyka się o tą prawdę i próbuje udowodnić, że było
inaczej, że Bóg nie cierpiał i że miał ciało tylko pozorne. A Bóg
stał się ciałem. Po zmartwychwstaniu również można było Go dotknąć.
On przez swoje ciało chce zbawić nasze ciała. I Jezus jest dzisiaj
w tym samym ciele obecny pośród nas podczas komunii. To jest to
samo ciało Chrystusa, ale pod postacią chleba i wina, abyśmy nie
byli przerażeni, mając spożywać namacalne ciało i krew. W tym ciele
eucharystycznym jest odnowiona pierwotna harmonia i Boży zamysł
dla nas.
Kiedy spożywamy to ciało w Komunii, Jezus, który doświadczył różnych
prób i cierpienia, wchodzi w nasze ciało, aby nas uzdrawiać, podnosić,
aby nas zbawiać. Jezus przeżył dzieciństwo i młodość, ale jako człowiek
nie doświadczył starości. Jeśli karmimy się Jego ciałem, On żyje
w nas i przeżywa z nami nasze problemy i nasze cierpienia, starość
i młodość, choroby, których nie doświadczył. Wszystkiego w nas dotyka
i przeżywa z nami. Nasze ciało jest pęknięte przez grzech. Jezus
pozwolił, aby Jego ciało stało się ołtarzem i ofiarą. Pozwolił złamać
ten ołtarz, umarł za moje i wasze grzechy i zmartwychwstał, aby
na nowo odbudować i scalić złamany ołtarz, jakim jest nasze ciało.
Na tym ołtarzu spełniamy nasze życie, spełniamy ofiarę naszego ducha.
Kilka lat temu podczas Eucharystii przyjęłam ciało Jezusa i odeszłam
na bok. Kiedy uklęknęłam, poczułam nagle, że ciało, które mam w
ustach, rośnie i że jest to kawałek ciała, a nie opłatek. Nie mogłam
go przełknąć, bo było za duże. Czułam w sercu przestrach moimi grzechami
i słabością, ponieważ to ciało, które miałam w ustach, było święte.
Przenikało mnie świętością, której nigdy nie doświadczyłam w takim
wymiarze. Bałam się - co mam zrobić? Co mam uczynić!? Czułam, że
to jest w dodatku żywe ciało. Poczułam, jak ogromna miłość przenika
mnie całą, że z oczu płyną mi łzy, a świętość Boga ogarnia. Czułam
się, jakbym poszła już do nieba. Nie słyszałam, co dzieje się dokoła.
Nigdy Bóg nie był bardziej namacalny dla mnie i żywy. Nie mogłam
go skalać, po prostu jedząc. I wtedy odczułam, że jeśli go nie spożyję,
będę dalej skalana, że On chce tego, że chce być tak blisko mnie,
aby mnie odkupić. Wyniszcza się dla mnie. Wtedy ciało w moich ustach
zmalało i samo przeszło dalej. ...Ja jestem chlebem żywym. Jeśli
kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam,
jest moje ciało za życie świata (J 6,51). I dotarło do mnie,
że codziennie mogę przeżywać Niebo, że Jezus wciąż namacalnie daje
mi się dotykać.
Żyjemy w szczególnym czasie. Kończy się Rok Eucharystii. Czy żyjesz
więcej i bardziej świadomie wydarzeniem śmierci i zmartwychwstania,
przemianą Ciała Chrystusa, jaka dokonuje się w Eucharystii? To ważna
symbolika dla nas i obietnica. Choć nasze ciało jest zniszczalne,
to mieszka w nas Pan i w Eucharystii wchodzi w nasze ciało w swoją
świątynię, łącząc się z nami najgłębszą więzią, jaka istnieje. Uświęca
nas, nasze ciało na życie wieczne. Jego ciało łączy się z naszym
ciałem, Jego krew z naszą krwią. Dociera do każdej komórki naszego
ciała, do każdego związku chemicznego w nas, do każdego atomu.
Przykazanie, aby kochać Boga całym sercem, umysłem i ze wszystkich
sił obejmuje również nasze ciała. Ponieważ wiele złych uczynków
rodzi się z ciała, powinniśmy zwrócić uwagę na to, aby uświęcić
nasze ciało. Bo ono jest miejscem spotkania z Bogiem, miejscem Najświętszym,
miejscem modlitwy. Możemy to robić na kilka sposobów: m.in. poprzez
modlitwę, post i jałmużnę. Nasze ciało to miejsce spotkania z Jezusem
Eucharystycznym. Tak wielu ludzi ma problemy ze swoim ciałem, z
traktowaniem go z szacunkiem i miłością. Nasze ciało to miejsce,
do którego uniża się sam Pan, aby je uświęcić w Eucharystii, aby
nas dotknąć. Ciało, które często traktujemy po macoszemu. Ale to
ciało Chrystusa zostało wywyższone na Krzyżu na znak dla nas, to
ciało było biczowane, krwawiło, było poniżone, aby nas zbawić.
Św. Paweł pisze w liście do Rzymian: Niech grzech nie króluje
w waszym śmiertelnym ciele, poddając was swoim pożądliwościom. Nie
oddawajcie też członków waszych jako broni nieprawości na służbę
grzechowi, ale oddajcie się na służbę Bogu jako ci, którzy ze śmierci
przeszli do życia, i członki wasze oddajcie jako broń sprawiedliwości
na służbę Bogu. Wydajcie członki wasze na służbę sprawiedliwości
dla uświęcenia (Rz 6,12-13.19). Mamy tylko dwa sposoby na przeżycie
naszej cielesności: albo będziemy służyć jako broń sprawiedliwości,
albo szatan będzie posługiwał się naszym ciałem przeciwko nam samym
i innym. Jezus przybrał nasze ciało, aby je uświęcić. Po Jego śmierci
nasze ciała należą do Boga, one są tym miejscem spotkania z Bogiem.
Twoje ciało, moje ciało, należy do Jezusa. One są świątynią Ducha
Świętego. Dlatego ważne jest, abyśmy kochali i akceptowali nasze
ciała i oddali je Bogu na służbę. Jak pisze Święty Paweł: Czyż
nie wiecie, że jesteście świątynią? A świątynia Boga jest święta
i wy nią jesteście. Kto zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg
(1 Kor 3,16). Nasza wiara i Kościół mówią o nierozerwalności
ducha i ciała. "Człowiek jest osobą poprzez swoje ciało
i zarazem ducha." Płciowość odnosi się do wewnętrznej istoty
osoby, a nie tylko do zewnętrznego ciała. Wyrażamy swoją wiarę jako
kobiety i mężczyźni. Bóg jest w nas tak jak ciepło, przenika nasze
kości, skórę, mięśnie. Świat, w którym żyjemy, mówi o ciele pozbawionym
ducha, o ciele jako przedmiocie, o cywilizacji techniki.
W szkołach nie wychowuje się dzieci i młodzieży do właściwego przeżywania
swojej płciowości, ale instruuje się je w dziedzinach seksu. Nigdy
przedtem na świecie nie mówiło się tyle o seksualności. To cywilizacja
użycia - karmi nas nieustannie kłamstwem o naszym ciele. Pozbawia
płciowość wymiaru osobowego, sprowadzając ją do mechanizmów, przyjemności.
Pozwala na doświadczenia na embrionach i płodach ludzkich. Prowadzi
do wewnętrznego kryzysu i agnostycyzmu, dewiacji seksualnych. Człowiek
staje się przedmiotem, towarem. Nacisku tego światopoglądu doświadczają
szczególnie ludzie młodzi. Pękniecie w człowieku wskutek grzechu
pierworodnego jeszcze bardziej się pogłębia. Dzieci stają się przeszkodą
dla rodziców. Człowiek pozbawiony wewnętrznej Bożej harmonii i jedności
staje się bezbronny. Jesteśmy atakowani przez środki masowego przekazu,
Internet, billboardy. Jan Paweł II pisał tak w Liście do Rodzin:
"Mimo osiągnięć pozytywnych cywilizacja ta jest cywilizacją
chorą i źródłem głębokich schorzeń człowieka. Została ona oderwana
od pełnej prawdy o człowieku, od prawdy o tym, kim jest mężczyzna
i kobieta jako istota ludzka." Przestajemy przeżywać w prawdzie
swoje człowieczeństwo. Nasze ciała są atakowane. Wielu z nas doświadczyło
tego w swoim życiu.
Chciałabym teraz zaproponować Wam modlitwę, w której oddamy od
nowa nasze ciała Bogu. Jeśli chcesz dzisiaj tego odnowienia łaski
Ducha, aby doświadczyć na nowo swojego ciała jako daru Pana - podejdź
tutaj. Czy znasz grzechy swojego ciała? Czy ono tobą rządzi? Czy
jest poddane całkowicie Bogu i Jego woli. Czy oddajesz je na ofiarę
świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz twojej mądrej służby? Zamknij
oczy, pomyśl, jak to jest naprawdę? I zobacz siebie zamiast Jezusa
na Krzyżu. Swoje ciało umęczone. Teraz, kiedy ciało jest przez świat
afirmowane jako źródło przyjemności, jak ty odnosisz się do swojego
ciała? Czy kochasz je miłością wdzięczną Bogu za to, jakie jest?
Czy je akceptujesz? Czy ono należy do Pana? Ciało, jak mówi Słowo,
jest dla Pana. Pomódlmy się chwilę. Wasze ciała są Świątynią Ducha
Świętego. Jak wygląda to wnętrze świątyni? Jak podchodzisz do swojego
ciała? Chciałabym, żeby jeśli ktoś chce, przyszedł tutaj i będziemy
się wspólnie modlić. Będziemy razem teraz przepraszać za grzechy
naszego ciała.
Rozbicie, którym nas zaraża świat, dotyka naszej modlitwy i relacji
z Bogiem. Traktujemy ciało jako coś wstydliwego, co należy schować
przed Panem (obraz pierwszych rodziców w ogrodzie Eden). Bóg uczynił
pięknymi nas i nasze ciała. Stworzył nas na swój obraz. I chce przywracać
godność naszym ciałom. Pan nie chce, byśmy czcili go tylko ustami.
Kiedy zaczynamy modlić się w sercu, wtedy dotykamy tego miejsca,
do którego nikt oprócz nas nie ma dostępu, najświętszego w nas.
Miejsca spotkania z Bogiem. "Musimy modlić się całą naszą
istotą, by nadać naszemu błaganiu jak największą moc" -
poucza Katechizm [2702]. Całą naszą istotą, czyli duszą i ciałem.
Nasza modlitwa i spotkanie z Bogiem odbywają się w sercu, ale nawet
najbardziej wewnętrzna modlitwa chrześcijanina nie powinna pomijać
modlitwy słów i gestów.
Na jednej z katechez weekendu "Alfa" Nicky Gumbel mówił
takie mądre zdanie: "Dlaczego tak jest, że jeśli komedia w
kinie wywołuje śmiech, film uważa się za udany? Gdy tragedia w teatrze
wyciska z oczu widzów łzy, o przedstawieniu mówi się, że jest wzruszające.
Kiedy mecz piłkarski rozgrzewa widzów, określa się go jako porywający.
Natomiast ludzi poruszonych Bożą chwałą podczas uwielbienia w Kościele
oskarża się o emocjonalizm?" Tymczasem nasza kultura od dziecka
nas zamyka - bądź cicho, nie płacz, stój, nie ruszaj się. Wiele
z naszych pozytywnych emocji pozostaje nierozwiniętych. Ilu ludzi
dzisiaj potrafi w sposób otwarty, szczery okazać drugiemu życzliwość.
Ile dzieci mówi, że nigdy nie słyszało od rodziców prostego "kocham
cię"? Nasze ciała i emocje pozostają okaleczone nie tylko przez
świat, bo boimy się jego opinii o nas, ale przez nas samych. Nasze
ciało to miejsce spotkania z Bogiem. Nie jest innym miejscem.
Gdy popatrzymy na obraz świątyni z I Księgi Królewskiej, widzimy,
że aby dojść do "Świętego świętych" musimy przejść przez
przedsionek, w którym jest pięcioro drzwi. Możemy je porównać do
pięciu zmysłów, poprzez które mogę wejść do własnego wnętrza, aby
spotkać w sobie Boga. Chodzi o to, aby posługiwać się nimi w taki
sposób, w jaki Bóg chce. Nasze oczy, ręce, uszy. Moje ciało pomaga
mi w spotkaniu Go. Często jest tak, że kiedy się modlimy, mamy wrażenie,
że aby spotkać Pana, musimy szukać Go na zewnątrz, podczas gdy On
jest tak naprawdę w naszym wnętrzu. Święty Augustyn powiedział:
"Szukałem Cię wszędzie na zewnątrz, ale Ty byłeś we mnie".
Jak często używasz swoich zmysłów do spotkania z Jezusem?
Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego,
który w was jest, a którego macie od Boga. (...) Chwalcie więc Boga
w waszym ciele! (1 Kor 6, 19). Jeśli mam chwalić Boga w swoim
ciele to znaczy, że i ono jest godne pochwały. Jak używać naszego
ciała do chwalenia? Z drugą osobą porozumiewamy się nie tylko słowami,
ale też przez gesty, spojrzenie, dotyk, tak i w nasze spotkanie
z Bogiem możemy zaangażować całych siebie, w czasie modlitwy. Gdy
modlę się poprzez gesty i taniec, odkrywam moje ciało jako miejsce
Bożej obecności.
Naukowcy oceniają, że na nasz przekaz uczucia składa się
7% przekazu werbalnego, a 93% przekazu niewerbalnego - brzmienie
głosu i mowa ciała. Widać to, kiedy kogoś przytulamy. Ciało bardziej
przekonująco wyraża nasze uczucie niż słowa. Natomiast zwykła rozmowa:
70% to komunikacja niewerbalna, a 30% werbalna. Z codzienności sami
możemy dostrzec, że czasami milczenie mówi najwięcej, a jeden gest
wyrazi wszystko, czego nie są w stanie powiedzieć słowa. Tak
właśnie cudownie Bóg nas stworzył. Jesteśmy jednością z naszym
ciałem, duszą i duchem (czyli też z naszymi uczuciami i rozumem).
A jako jedność, jeśli stajemy szczerze przed Bogiem, nasze gesty
wyrażają to, co przeżywamy. Te procenty pokazują jak ważne jest,
abyśmy angażowali nasze ciało w modlitwę. Mamy dać Bogu 100% siebie,
a nie 7% uczucia i 30% tego, aby zrozumiał o co nam chodzi. Kochać
Boga całym sobą.
Ciało jest językiem, którym duch wypowiada się przed
Bogiem. W modlitwie nie tylko duch może oddziaływać na ciało, ale
także ciało oddziałuje na ducha. Ciało pobudza ducha do dialogu
z Bogiem. Ile razy słyszeliście zachętę, że jeśli jesteś śpiący,
a chcesz się modlić, spróbuj robić to na stojąco? To najważniejsza
rozmowa w ciągu dnia. W dialogu z ludźmi stajemy się bardziej komunikatywni,
jeśli werbalizujemy naszym ciałem rozmowę. Ciało nie potrafi kłamać
jak usta. Żydzi modlą się, poruszając swoim ciałem, aby się łatwiej
skupić. Kiedy uczeń chce coś dobrze zapamiętać i jest skupiony,
potrafi robić różne rzeczy. Pomagać sobie chodząc, gestykulując,
stukać ołówkiem.
Biblia na oddanie chwały Bogu używa kilku określeń w zależności
od sytuacji. Są to: Halal, tehillah, zamar,
szabach, barak, towdah, yada, yadah
- słowa oznaczające skakać, kręcić się, tańczyć, wirować, przepraszać,
stawać w prawdzie, przejrzeć się w słowie, szarpać struny, śpiewać,
wyznawać grzechy, skruchę, śpiewać Panu pieśń, którą On sam w nas
wkłada. Modlitwa zakorzeniona "w sercu" (jak każda miłość),
potrzebuje więc zewnętrznego wyrazu. Przeczytajmy fragment psalmu:
Wejdźcie, uwielbiajmy, padnijmy na twarze i zegnijmy kolana przed
Panem, który nas stworzył. Ile tu jest zachęty do różnych
gestów. Człowiek do modlitwy klęka: tak najłatwiej wypowiedzieć
przeświadczenie o swej małości, składa ręce, wstaje, pada na ziemię,
całuje Krzyż. Nieraz bywa, że jesteśmy zmęczeni, wtedy gest, jeden,
nieśmiały, może wypowiedzieć bardzo dużo.
Niech każdy wyciągnie rękę jak chce blisko, daleko, nisko, wysoko.
Pan jest przy tobie. Spróbuj Go dotknąć. Wziąć Go za rękę. Bóg jest
tutaj. Jest obok. On jest wszechobecny. Jest w tobie. Jest we mnie,
jest w osobie obok ciebie, przed tobą i za tobą. Zawsze jest tak
blisko.
Rabi Nachman mówi: "Kiedy człowiek się modli, wówczas powinien
wiedzieć, że stoi w pałacu Króla i widzi tylko Króla. Wtedy zapomni
nawet o swoim istnieniu." Spróbujmy wyrazić gestem zaproszenie
na przyjście Ducha Świętego. Boimy się okazać nasze uczucia innym,
nasze gesty. Co ten drugi o mnie pomyśli? A ten drugi myśli - co
ten pierwszy o mnie pomyśli?
Co mówi nasza tradycja Kościoła na temat gestu, jak modlili się
święci? W czasach prześladowania pierwszych chrześcijan teatry były
poświęcane pogańskim bóstwom i oferowały zdegenerowaną rozrywkę.
W tym czasie były odgrywane błazeńskie, wyśmiewające chrześcijan
sztuki. W takiej sztuce brał udział Genezjusz (nie wszyscy zgadzają
się, że taka osoba istniała, ale chodzi tu o pewną postawę zapamiętaną
przez ludzi i przekazaną dalej). W trakcie gry, kiedy był odgrywany
chrzest, doznał olśnienia, nawrócił się i wyznał wiarę. Gra zamieniła
się w rzeczywistość, bo został podczas niej stracony. Dominikanin
Ojciec Tomasz Kwiecień opowiada o założycielu swojego zakonu Świętym
Dominiku: "Św. Dominik, jak wszyscy święci, był człowiekiem
modlitwy. Była to modlitwa tak niezwykła, że bracia podpatrywali,
jak on to robi. Dominik lubił zostawać po komplecie w kościele i
modlić się, często przez całą noc. Ówczesne dormitorium, czyli miejsce,
gdzie wspólnota udawała się na nocny spoczynek, sąsiadowało przez
ścianę z kościołem. W murze było małe okienko, przez które można
było zajrzeć do środka. Bracia przez to okienko podpatrywali, co
też ich założyciel robi po nocy. A Dominik robił różne dziwne rzeczy:
wstawał, siadał, klękał, kłaniał się, klaskał w dłonie, mówił i
wołał, chodził po kościele - ciągle się ruszał. Jego sposób modlitwy
został spisany." Św. Teresa Wielka, kiedy przeżywała
szczególnie radosne chwile wybiegała ze swojej celi i tańczyła dla
Boga z kastanietami w ręku, zachęcając inne siostry do takiej radości.
Pan użył ją do odnowy klasztorów karmelitańskich.
Tertulian napisał: "Ciało jest zawiasem, podstawowym elementem,
na którym zawisło całe zbawienie." Te słowa uświadamiają nam,
że albo chrześcijaństwo będzie cielesne (nie w sensie grzechu) albo
go nie będzie. Ludzie uważają, pisze Ojciec Tomasz Kwiecień, że
chrześcijaństwo jest religią wrogą ciału. To nieprawda, ale sami
jesteśmy sobie winni przez naszą postawę. Jeśli nie zaczniemy modlić
się swoim ciałem, będzie w nas wciąż wobec niego podejrzliwość.
Jeśli będziemy modlić się ciałem, dotrze do nas pełniej tajemnica
Wcielenia Pańskiego.
Modlitwa ciałem sprawiła, że zaczęłam głębiej przeżywać Eucharystię.
Duchowość to nie jest niematerialność, ale poddanie Duchowi Świętemu.
Podczas liturgii doświadczamy prawd duchowych w wymiarze ciała.
Jeśli tak nie jest, jestem podejrzliwy w stosunku do mojego ciała,
rozbity wewnętrznie, nieufny i nie będę wiedział do końca, co zrobić
z emocjami, z ciałem i tym wszystkim, co się we mnie znajduje, co
przeżywam. Wprowadzić ciało na modlitwę to znaczy poddać je uzdrawiającemu
działaniu Boga.
- Im głębsza jest nasza miłość do Boga, im głębsza nasza relacja
z Nim, tym nasza modlitwa ciałem będzie piękniejsza. Nasz sposób
modlitwy ciałem ma przyprowadzać innych do Boga, zachęcać do modlitwy.
- Modlitwa gestem, ciałem uzdrawia nasze wnętrza z kompleksów, ze
smutku, ze zranień i poniżenia.
- Modlitwa ciałem jako taniec jest jednym z rodzajów terapii prowadzonych
przez niektóre wspólnoty.
- Modlitwa tańcem to jedna z bardzo powszechnych dzisiaj metod ewangelizacji.
Teodory z Apoldy napisał: "Ten sposób modlitwy pobudza pobożność,
kiedy dusza pobudza ciało, a ciało duszę."
Znakiem rozpoznawczym chrześcijan jest wyznanie wiary ("Credo").
Syn Boży prawdziwie i do końca stał się człowiekiem i zechciał już
być nim na zawsze. Wyznajemy w "Credo" wiarę w zmartwychwstanie
naszych ciał.
Spróbujmy prostej formy - naśladowania czyichś gestów, właśnie
tak jak dzieci. Nasz język gestów jest ograniczony, dlatego możemy
uczyć się od innych nowych gestów, nowych ruchów uwielbienia Boga.
Tak jak dziecko uczy się naśladowania gestów rodziców. Wczoraj mieliśmy
spotkanie grupy przymierza i modliliśmy się za siebie w kółku, kładąc
ręce na ramieniu osoby obok. Był z nami Michał, mój bratanek. Ma
roczek i kilka miesięcy. Widząc, co robi mama, z zapałem złapał
łokieć brata siedzącego obok i trzymał do końca modlitwy, mrucząc
coś pod nosem i patrząc na mamę, która robiła to samo.
Myśli i cytaty:
1. Henri J.M. Nouwen, Zmień moją żałobę w taniec
Wyd. Salwator, Kraków 2004.
2. Tomasz Kwiecień OP Pochwała ciała. Liturgia i człowieczeństwo
Wyd. Salwator, Kraków 2001.
3. Tonino Lasconi Tajemnicza mowa ciała Wyd. Salezjańskie
2000.
4. Zeszyty Formacji Duchowej nr 28 Duchowość i Seksualność Wyd.
Salwator, Kraków 2005.
5. Biblia Tysiąclecia.
6. O. Raniero Cantalamessa OFM Cap. Dni Duchowości Biblijnej CFD
Salwatorianie - Kraków Życie w mocy Ducha. Dzieje Apostolskie,
2005.
7. Daniel Ange Twoje ciało stworzone do życia, Twoje ciało stworzone
do miłości Wyd. "W drodze" 2004.
8. Jo Croissant ,Ciało - świątynią Bożego piękna, Wyd. M,
Kraków 1999.
9. Emilia Birycka, Modlitwa doświadczeniem kontaktu z Bogiem,
praca licencjacka napisana pod kierunkiem rabina Sachy Pecarica,
Katedra Judaistyki Uniwersytet Jagielloński, Kraków 2001.
do góry
Archiwum: | 2004 |
2005 |
Zapraszamy w każdą niedzielę w godzinach
19.00 - 21.00 do sali św. Eugeniusza przy kościele Matki Bożej Królowej
Pokoju na Popowicach.
|
|