.: Strona główna
Wspólnota
 .: Kim jesteśmy?
 .: Lider wspólnoty
 .: Ksiądz opiekun
 .: Animatorzy
 .: Diakonia
Działalność
 .: Kurs Alfa
 .: Misje
 .: Modlitwy za miasto
 .: Sieć Modlitwy Wstawienniczej
Wydarzenia
 .: Terminy
 .: Rekolekcje letnie
 .: Kalendarium
 .: Historia wspólnoty
Czym żyjemy
 .: Eucharystia wspólnotowa
 .: Spotkanie modlitewne
 .: Małe Grupy
 .: Formacja
 .: Katechezy
 .: Czytania na każdy dzień
 .: Codzienna modlitwa brewiarzowa
 .: Poezja
Księgarnia
 .: Zdjęcia
 .: Mapka

 .:Linki
 .:Kontakt
 

Lider wspólnoty: Piotr Rotte.

Lider Wspólnoty Lew Judy od 1987 r. Prowadzi Księgarnię Chrześcijańska przy parafii Matki Bożej Królowej Pokoju. Od kilku lat wyjeżdża na misje do Berdyczowa (Ukraina), gdzie wspomaga tamtejszą wspólnotę. Ma żonę i dwoje dzieci.


Wywiady:
| Aby kochać, trzeba poznać. |
| Po trzech latach... |
| Przestańcie się lękać, bądźcie sobą. |


Aby kochać, trzeba poznać

Piotr Rotte - fizyk, szafarz Eucharystii, lider wspólnoty "Lew Judy", jeden z najbardziej poczytnych autorów "Królowej Pokoju", szczęśliwy mąż i ojciec syna i córeczki.

Piotrze, nie wyobrażam sobie, że mógłbym dzisiaj zacząć ten wywiad od innego pytania. Jak czuje się ojciec, który kilka godzin temu dowiedział się, że urodziła mu się córka?
Jestem bardzo szczęśliwy. Dziewięć lat minęło od urodzenia naszego pierwszego dziecka. Byłem pewien, że drugiego już nie będzie, ponieważ wszelkie próby, że tak powiem, zawodziły. Przyjście na świat Natalii jest wspaniałą niespodzianką. Mam podejrzenia, że to sprawka naszego syna Jakuba, który codziennie modlił się o rodzeństwo i dopiął swego.

Drugie dziecko - to nowe obowiązki, a Ty już masz doświadczenie. Czy chętnie angażujesz się w takie rzeczy jak kąpiel niemowlęcia, przewijanie, gotowanie kaszki czy usypianie, nie wyłączając opowiadania bajek na dobranoc?
Raczej nie zrzucałem do tej pory całości obowiązków na żonę i chyba dość chętnie się angażowałem w pielęgnację syna. Sam oczywiście wymyśliłem wiele bajek i bajeczek, bo standardów już mi brakowało. Żeby uśpić naszego pierwszego pieszczoszka potrzeba było nie lada wysiłku - byłem w tym specjalistą.

W ostatnim swoim artykule w KP napisałeś, że pieszczoty i słowa matki i ojca pobudzają rozwój małego dziecka. Co Ty, jako ojciec, mógłbyś podpowiedzieć tatusiom naszej parafii w tej kwestii? I jakie są Twoje doświadczenia w okazywaniu uczuć i prowadzeniu rozmów ze swoim dzieckiem?
Uważam, że najważniejsze, co człowiek może dać drugiemu to swoją obecność. Za najważniejszą metodę wychowawczą uznałbym poświęcenie dziecku czasu. Bo można nawet coś pożytecznego robić dla kogoś, ale i tak ważniejsze jest bycie razem. Niekiedy ma się takie poczucie, że zamiast teraz bawić się ze swoją pociechą, mógłbym zrobić coś, co bardziej lubię, coś, co wydaje mi się bardziej pożyteczne. Otóż nic bardziej błędnego. Bycie razem przyniesie niebywałe owoce, których teraz się nie spodziewamy. Nasze dzieci cierpią na brak rodziców, a wychowaniem zajmuje się "pan telewizor". Bycie razem to również słowa i dotyk. Myślę, że tatuś powinien często przytulać swoje dzieci, brać je na kolana. A dzieci nie tylko powinny znać go jako stanowczego i ważnego faceta, ale też jako delikatnego, łagodnego, z którym o wszystkim można pogadać, który jak się pomyli, to mówi przepraszam. I jeszcze ważniejsze - dzieci patrzą na miłość swoich rodziców. Nie chodzi o to, by wymyślać jakieś świetne metody wychowawcze, wystarczy okazywać miłość swojej żonie i to jest najlepsza metoda wychowawcza. Z moim dzieckiem rozmawiam o wszystkim, jeżeli zadaje jakieś pytanie, jakiekolwiek np. o seks, o to skąd się biorą dzieci, to nie zbywam go, lecz staram się dokładnie wytłumaczyć, bez zostawiania jakichś tajemnic. Bo czego się nie dowie ode mnie, to dowie się od kolegów, zwykle w bardzo wulgarnej formie. Nigdy nie stosuję uników: na przykład: przyniósł Cię bocian, albo gdy ktoś umrze w rodzinie, że wyjechał do dalekich krajów. Myślę, że ta gotowość do mówienia prawdy rodzi zaufanie.

Od 14 lat jesteś żonaty. Według Ciebie, co jest najważniejsze w małżeństwie, by nie zabrakło w nim szczęścia?
Najważniejszy dla nas jest Jezus. Kiedy zbliżamy się do Niego, to nasza więź rozwija się. Kiedyś na modlitwie Bóg pokazał mi, bym trzymał się przede wszystkim zasady, że u podstaw miłości jest poznawanie. To znaczy, że niekiedy mam fałszywy obraz potrzeb mojej żony czy też motywów, które nią kierują. Ten fałszywy obraz może rodzić niewłaściwą reakcję. Dlatego skupiam się na tym, by ciągle poznawać, kim ona jest i czego oczekuje. Może mi się niekiedy wydawać, że coś jej sprawia radość i się mogę mylić, bo nie starałem się wpierw poznać jej potrzeb, tylko opierałem się na moich wyobrażeniach. Korzystając z tej zasady, wiele się dowiedziałem o wnętrzu duchowym kobiety. Różni się ona znacznie od mężczyzny. A te różnice przestały mnie drażnić, lecz są dla mnie wyzwaniem do służby. Staram się je przyjąć z radością. Bo przecież każda osoba ludzka jest inna i niepowtarzalna, i dlatego nie jest gorsza ode mnie czy jakiegoś wzorca, który uznaję. Różnorodność jest wymysłem Boga, stanowi o pięknie świata. Produkcja seryjna nigdy nie zwróci uwagi kolekcjonerów. Nie spotkałem człowieka, który byłby brzydki - wszyscy są tak bogaci i ciekawi. To bogactwo zacząłem odkrywać właśnie wtedy, gdy odkryłem tę zasadę: aby kochać, trzeba poznać.

Czy nie chciałbyś się podzielić z naszymi czytelnikami swoimi doświadczeniami modlitwy? A może inaczej: jak wygląda Twoja rodzinna i osobista modlitwa?
Modlitwa osobista jest dla mnie najważniejszym punktem dnia, bo jest spotkaniem z Najważniejszą Osobą, nie tylko dla mnie, ale dla całego wszechświata. Móc z Nią rozmawiać uważam za wielki przywilej. W trakcie modlitwy najwięcej czasu poświęcam na podziwianie mojego Pana oraz na rozważanie Jego Słowa, które zawarte jest w Piśmie Św. Modlitwa nie jest dla mnie obowiązkiem, który spełniony daje mi duże szansę na wejście do nieba. Modlitwa jest radością spotkania. Spotykanie się jest najważniejszym wydarzeniem w życiu ludzi. Samotność to najstraszniejsze cierpienie.Ja rozumiem Boga tak: On nie chce tylko, abym dla Niego coś zrobił, tylko bym z nim przebywał. Tak samo myślą moje dzieci i moja żona - najbardziej zależy im na byciu razem, by tata był jak najwięcej w domu. Staram się zatem więcej z Bogiem spotykać. Modlimy się też razem - wspólną modlitwę raz prowadzi Basia, raz ja, raz nasz synek - lubimy śpiewać, modlimy się na różańcu, ale przede wszystkim lubimy modlić się swoimi słowami albo też "językami", tak jak uczniowie w Dziejach Apostolskich.

Skoro mowa o modlitwie, to czy mógłbyś powiedzieć, jak odkryłeś Jezusa w swoim życiu i chociaż krótko opowiedzieć o Nim? Pamiętam, jak dałeś takie świadectwo na bankiecie z okazji dwudziestolecia istnienia wspólnoty "Lew Judy".
Jezus jest dla mnie wszystkim! Mimo że chodziłem do kościoła i na katechezę do siedemnastego roku życia, nie znałem Go bliżej. Pomogli mi Go odkryć ludzie, którzy Go spotkali i jest dla nich Panem i Przyjacielem. To jest ogromna różnica coś wiedzieć o Bogu, mieć jakieś informacje o Nim, a doświadczyć Go i spotykać każdego dnia. Nie było ważniejszego momentu w moim życiu niż ten, kiedy Jezus stał się dla mnie najważniejszy. Nie zamieniłbym tego doświadczenia nawet na miliardy dolarów. Mówią, że każdego można kupić, tylko jednego za mniej, innego za więcej. Ja nie sprzedałbym tego doświadczenia, bo zamiast zyskać straciłbym - stałbym się trupem. On za mnie oddał życie i ja za Niego oddam życie, jeśli trzeba.

Skoro już wspomnieliśmy o wspólnocie "Lew Judy", to skąd nazwa i dlaczego taka?
Nazwa wspólnoty wypływa z naszej miłości do Pana - Lew Judy to jedno z określeń Jezusa użyte w Piśmie Św. Celem naszej wspólnoty jest ciągłe przybliżanie się do Jezusa. W Apokalipsie jeden ze Starców mówi do św. Jana: "Przestań płakać. Oto zwyciężył Lew z Pokolenia Judy". To jest nasze powołanie, podziwiać Jezusa, który zwyciężył w naszym życiu lęki i słabości, grzech i w końcu śmierć. Płacz zamienia się w radości!

Na czym polega Twoja rola jako lidera wspólnoty?
Moje zadanie to zachęcać innych do oddania swojego życia Jezusowi. Nie da się zbudować wspólnoty, jeżeli jej fundamentem nie będzie On - nasz Pan.

Jak oceniasz obecną kondycję wspólnoty?
Kondycję wspólnoty jest trudno oceniać. Każdy patrzy na nią inaczej. Moja ocena może być mało obiektywna, gdyż jestem mocno zaangażowany w jej życie. Nie ukrywam jednak, że czuję się szczęśliwy, ilekroć dostrzegam we wzajemnych więziach moich sióstr i braci troskę i miłość, a tego jest coraz więcej.

Nie sposób teraz nie zapytać: jak godzisz obowiązki lidera wspólnoty z obowiązkami męża i ojca?
Wspólnota troszczy się o mnie, biorąc na siebie wiele kluczowych odpowiedzialności, troszczy się również materialnie. Wśród wielu moich wad i braków najbardziej dokucza mi chyba nieumiejętność dobrego zorganizowania się, stąd często tej troski wspólnoty nie umiem wykorzystać i za dużo działam, za dużo robię sam, a wtedy mam mniej czasu dla bliskich. Wydaje mi się, że jeżeli żona czy dziecko czują się przeze mnie zaniedbani, to raczej z powodu mojego lenistwa, moich wad itp., a nie z powodu pełnienia takiej czy innej funkcji w życiu wspólnoty.

Piotrze, z wykształcenia jesteś fizykiem, wobec tego zakładam, że przynajmniej trochę ją lubisz. W związku z tym, czy choć trochę nie szkoda Ci, że nie masz z nią do czynienia i nie pracujesz w wyuczonym zawodzie?
Bardzo mi szkoda fizyki, dostarczała mi ona niesamowitych doznań. To pragnienie poznawania praw natury, fascynacja matematyką, która o tych prawach najgłębiej potrafi opowiadać, ciągle jeszcze we mnie płonie. Kiedyś jednak podjąłem decyzję poświęcenia się budowaniu wspólnoty i tak jest do dziś.

Jak postrzegasz i oceniasz posługę Oblatów na Popowicach i ich współpracę ze wspólnotą "Lew Judy"?
Podziwiam Oblatów, wasz zapał misyjny, oddanie się Jezusowi. Patrząc na was, zawsze czegoś mogę się nauczyć. Duża mądrość duszpasterska, umiejętność połączenia tego, co stare i utarte, z nowymi formami działania. Otwartość na świeckich, kultura wypowiedzi, łagodność. Tego doświadczam w kontaktach z Oblatami. I co bardzo ważne: nowy model kapłana - posoborowy - bardziej sługa, bardziej brat bliższy ludziom, żyjący problemami parafian. W stosunku Oblatów do naszej wspólnoty wyczuwam akceptację i życzliwość. Można zawsze na was liczyć - często mnie to zawstydza i nawraca.

A teraz porozmawiajmy o namiętnościach. Bez wątpienia są nimi żona i dzieci, a sport?
Sport dla mnie jest źródłem radości. Lubię biegać, grać w piłkę nożną i koszykówkę. Moja żona wie, że są to namiętności, których nie trzeba zabraniać mężowi i nawet gdy pogoda nie taka, nie protestuje - stara się zrozumieć. Zresztą jest to ważna zasada między nami - starać się wzajemnie zrozumieć i na siłę nie zmieniać jedno drugiego, nie złościć się, nie okazywać, że mnie to drażni, lecz akceptować się.

I na koniec podziel się swoimi marzeniami. Jaki chciałbyś dostać prezent od św. Mikołaja czy od Dzieciątka pod choinkę?
Moje marzenia: lepiej słyszeć Boga, lepiej Mu służyć, więcej kochać. Prezent, który chciałbym otrzymać, to trochę oleju do głowy, bo głupoty we mnie jest aż za nadto.

Artykuł pochodzi z grudniowego numeru Królowej Pokoju z 2001r.

do góry


Po trzech latach...

Minęły trzy lata od tego wywiadu. W tym czasie wiele się wydarzyło w mojej rodzinie. We wszystkim dostrzegam ogromną troskę Boga, Jego opiekę i moc.
We Wspólnocie natomiast, wydaje mi się, że nastąpił jakiś przełom. Przede wszystkim widzę nową odpowiedzialność jej członków za życie Wspólnoty. Od ponad roku organizujemy dla bierzmowanych z naszej parafii Kurs Alfa. Ta forma ewangelizacji bardzo nam się podoba, widzimy jej owoce i wartość. Ponadto utrwalił się pewien sposób prowadzenia Wspólnoty, który polega na wspólnym podejmowaniu decyzji i wspólnej ich realizacji. Staramy się zawsze brać pod uwagę realia naszego życia i nasze słabości, tzn. nie biec za szybko, aby wszyscy nadążali. Chcemy działać na miarę naszych możliwości, a przede wszystkim być ze sobą, budować więzi i przyjaźnić się.
Staliśmy się też częścią Europejskiej Sieci Wspólnot (ENC), odkrywając nasze miejsce w Kościele jako wspólnota tzw. trzeciej drogi.

Piotr
Styczeń 2005

do góry


Przestańcie się lękać, bądźcie sobą

Dzisiaj wywiad w Piotrkiem Rotte, liderem działającej w naszej parafii wspólnoty Lew Judy.

Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z Panem Bogiem?
Już rodzice prowadzali mnie do Kościoła i na katechezę, ale myślę, że taki decydujący moment to było, kiedy miałem lat siedemnaście. Wtedy przyjąłem Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela.

Czym zajmujesz się w parafii?
W parafii prowadzę księgarnię. No i jako wspólnota pomagamy w przygotowaniu kandydatów do sakramentu bierzmowania.

Może coś powiesz o tej wspólnocie?
Nasza wspólnota, Lew Judy wywodzi się z ruchu Światło-Życie. Stamtąd zaczerpnęliśmy wiele bogactwa. Bardzo ważne dla naszego rozwoju, były kontakty z różnymi wspólnotami Odnowy w Duchu Świętym. Modlimy się razem, staramy się sobie pomagać. Ale też wiemy, że nie ma Boga, jeżeli nie ma braci i sióstr, gdy nie kocha się drugiego człowieka. Dlatego spotykamy się z jednej strony, aby sobie pomagać, a z drugiej, żeby niejako dzielić ze sobą życie.

Wiem, że jesteś liderem tej wspólnoty. Czy rola lidera jest trudna? Na czym ona polega?
Każda rola jest trudna. Natomiast bycie liderem to duży ciężar na poziomie odpowiedzialności. Przyjęliśmy zasadę, że lider nic nie robi sam, albo ze wspólnotą, albo w ogóle. Dlatego bycie liderem nie obciąża mnie tak mocno.

Kto może przyjść na spotkanie Lwa Judy?
Każdy może przyjść. Chociaż nie każdemu może spodobać się nasza duchowość. Ale jesteśmy otwarci na każdego.

Czym się odróżnia ta wspólnota od innych?
Lubimy modlitwę spontaniczną, to znaczy, że każdy z nas modli się na głos w sposób jednoczesny. Lubimy także śpiewać na spotkaniach, lubimy przejawy charyzmatyczne, o których mówi święty Paweł w I liście do Koryntian. W czasie spotkań modlimy się również za siebie nawzajem. Spotykamy się na dużym spotkaniu modlitewnym, a także w małych grupach gdzie dzielimy się życiem.

Czym jest Kurs Alfa?
Kurs Alfa to metoda ewangelizacji, która rozpoczęła się w kościele anglikańskim. Jest to metoda, która przyjęła się powszechnie na całym świece w różnych organizacjach chrześcijańskich, także w Kościele Katolickim. Dwa lata temu postanowiliśmy zrobić kurs Alfa dla młodych i stosujemy tą metodę w przygotowaniu młodzieży do sakramentu bierzmowania. W przyszłości chcemy wprowadzić kurs Alfa dla dorosłych Metoda podoba nam się, dlatego, że stawia główny nacisk na przyjaźń. Uczestnicy Alfy poznają Kościół z innej strony i to ich zaskakuje.

A jak takie spotkanie wygląda?
Spotkanie rozpoczyna się od wspólnego posiłku i wtedy jest czas na rozmowę, zaprzyjaźnienie się ze sobą, później jest wykład dotyczący podstaw życia chrześcijańskiego. Potem jest spotkanie w małych grupach, gdzie uczestnicy dyskutują na temat wykładu dzielą się swoimi odkryciami spostrzeżeniami. Kurs Alfa trwa dziesięć tygodni, a w połowie kursu jest wyjazd. na którym porusza się tematy dotyczące Ducha Świętego.

Co uważasz o dzisiejszej młodzieży? Jacy oni są?
Mówi się czasem, że dzisiejsza młodzież nie jest taka dobra, jak kiedyś - ja się z tym nie zgadzam. Ludzie młodzi są wspaniali. Widzę w nich wielki głos Boga. Problemem jest, że nie są rozumiani przez dorosłych, a przede wszystkim, że zakładają maski, lękają się, nie potrafią pokazać swojego prawdziwego piękna. By się dostosować, nie wychylać często grają gorszych niż w rzeczywistości są. Moja rada -przestańcie się lękać, bądźcie sobą, Bóg pomaga odważnym.

Artykuł pochodzi z wrześniowego numeru Królowej Pokoju z 2005r.

do góry